Mam dwójkę dzieci w wieku 5 i 8 lat. Zawsze myślałam, że jestem dobrą mamą. Nie krzyczę, tym bardziej nie biję, jestem cierpliwa, potrafię słuchać i problemy rozwiązuję poprzez rozmowę. Mam oczywiście na koncie kilka wychowawczych błędów, ale człowiek uczy się na własnych błędach. Jednym z nich były słodycze w naszym domu. Zawsze można było znaleźć coś słodkiego. Do tego dosładzanie wszystkiego białym cukrem. Ostatnio stwierdziłam, że czas to ukrócić. O dziwo, dzieci wcale aż tak bardzo się nie buntują.
Zamiast batona w czekoladzie robię im np. ciasteczka owsiane z kakao i stewią. Smaczne i bardzo zdrowe. Herbaty już prawie w ogóle nie słodzą. Czasami może łyżeczką miodu. No to w czym problem? Jak to zwykle bywa - inni wiedzą lepiej i czepiają się moich metod. Do tego stopnia, że po kryjomu wciskają moim dzieciom słodycze, bo przecież bez nich nie da się żyć. Inaczej to będzie smutne dzieciństwo.
Najgorsze pod tym względem są babcie. Obie tak samo niereformowalne. U mojej mamy zawsze dostają ciasto albo kakao z wielką łyżką cukru. Mama męża po cichu przynosi im cukierki i podpowiada, gdzie je schować, żebym nie znalazła. Zupełnie tego nie rozumiem. Dzieci naprawdę nie skarżą się na brak słodkości i gdyby nie babcie, to już zupełnie byłoby po temacie! Kilkulatka łatwo przestawić i szybko zapomina o dawnych przyzwyczajeniach.
W Polsce rozpieszczanie dzieci niezdrowym jedzeniem uchodzi za przejaw miłości. Jak nie dasz batonika, to znaczy, że nie kochasz. Tylko nieliczni wiedzą, że jest wręcz na odwrót. Nie chcę, żeby się opychały byle czym, bo to na pewno im zdrowia nie poprawi. Otyłość, popsute zęby i można tak wymieniać. Z tego powodu wybuchają regularne awantury na linii ja-babcie. Bo one przecież chcą dobrze… A ja to co? Ja chcę źle?
Usłyszałam wprost, że przesadzam i terroryzuję własne dzieci. Wszystkie maluchy jedzą cukier i jakoś żyją, więc niepotrzebnie dostałam obsesji na tym punkcie. W domyśle - jestem beznadziejną matką, bo odmawiam im przyjemności. Strasznie przykro mi się robi. Wiem, że mam rację, ale zdania niektórych nigdy nie uda mi się zmienić. Dla dzieci jestem w stanie zrobić wszystko, a tu się okazuje, że coś ze mną nie tak…
W Polsce zdrowy tryb życia kojarzy się zawsze źle. Bo przecież normalni ludzie mogą wszystko, byle z umiarem. Pozwólcie, że się nie zgodzę. Lepiej eliminować złe nawyki, niż je pielęgnować. Gdyby nie rozłamowcy w rodzinie, to dzieci już by zapomniały o takich pokusach.
Ewelina