Wiem, że są różne teorie, ale ja jestem przykładem na to, że można. Mama mi się kiedyś przyznała, że miałam być leworęczna. Podobno wszystko łapałam w lewą rękę, nią rysowałam, chwytałam. Rodzice zaczęli mnie przestawiać i zostałam wreszcie praworęczna. W sumie to mogę być wdzięczna, bo miałabym tylko problemy.
Widzę to po mojej siostrze, której już nie przestawili i posługuje się lewą ręką. Ma problemy z wieloma rzeczami. Nawet z głupimi nożyczkami, których nie ma jak chwycić. Prawda jest taka, że świat jest dla praworęcznych – wszystkie urządzenia są dla nich przystosowane. Jak nie chcesz się męczyć, to musisz kupić specjalistyczne, czyli droższe.
Teraz zauważam, że mój syn też ma takie ciągoty i nie wiem co z tym zrobić.
Naczytałam się wielu książek wychowawczych i jak już o tym piszą, to radzą nic nie zmieniać. Dziecko podobno samo wie najlepiej, jak mu wygodniej. Jeśli chwyta lewą, to tak ma zostać. Ale ja mam wątpliwości, dlaczego... Skoro mnie udało się zmienić i nawet tego nie pamiętałam, to chyba żadna zbrodnia?
Skoro mogę mu ułatwić życie i zareagować, póki jest na to czas, to dlaczego nie spróbować? Proszę o komentarze, jeśli są tu jakieś mamy, które miały podobne wątpliwości, ale też osoby, którym rodzice wybrali praworęczność. Może niektórzy pamiętają i to dla nich trauma?
Kilka razy już przekładałam synkowi kredkę z lewej do prawej, ale nie jestem w tym konsekwentna. Potrzebuję pewności, że tak można.
Marta