Chciałam Was zapytać, co o tym myślicie... Zależy mi na chłopaku, ale nie chcę go postawić w niezręcznej sytuacji. Znamy się dość krótko, bo 3 miesiące, ale jest nam dobrze. Pewnie normalnie nie proponowałabym mu mieszkania razem już teraz, ale sytuacja jest, jaka jest. On mieszka z kolegą w jakiejś wynajętej kawalerce, bo nie stać go na nic lepszego. U mnie jest sporo wolnego miejsca.
Wcześniej jakoś się dogadywali, ale teraz nie jest już tak miło. Podobno on ma do niego pretensje, że przychodzi za wcześnie, kiedy on jest ze swoją dziewczyną itd. Czuje się jak intruz we własnym mieszkaniu. Za takie pieniądze niczego lepszego nie wynajmie, więc albo będzie się tam męczył, albo skorzysta z mojej propozycji. Chociaż nie wiem sama czy to dobry pomysł.
Jestem z nim blisko, ale wiadomo, że wspólne mieszkanie to coś poważnego. A nie wiem jeszcze, czy to ten. Boję się trochę, że jak będziemy ze sobą dzień w dzień, to pojawią się jakieś wątpliwości i będziemy mieli siebie zwyczajnie dość. No, ale może warto spróbować, żeby wiedzieć już teraz. Myślę nie tylko o tym. Nie wiem też, jak on na to zareaguje.
Może pomyśleć, że się nad nim lituję, bo dobrze znam jego sytuację. Albo, że strasznie mi zależy i chcę go usidlić na dobre. To ani to, ani to, ale kto wie co on sobie pomyśli. Jeszcze gorzej, jak to się wszystko rozleci i on z dnia na dzień zostanie bez dachu nad głową. To też pewnie będzie brał pod uwagę. Dlatego nie wiem, czy dobrze to wymyśliłam.
Jeszcze mu tego wprost nie zaproponowałam. Tylko wspominałam, że jak coś, to przecież ja mam miejsce u siebie, więc damy radę. Nic nie powiedział. Albo się przestraszył, albo mu było głupio. Zapytać go normalnie, czy chce ze mną zamieszkać? Już nawet wytłumaczyłabym to jakoś rodzicom, którzy są dość konserwatywni...
Ale 3 miesiące... Wiem, że to krótko. Tylko, że jak mogę mu pomóc i jest szansa, że coś z tego wyjdzie, to dlaczego nie? Proszę Was o radę, co z tym zrobić. Wiem, że on się tam męczy, a nie wiem czy chce być ze mną aż tak blisko.
Paulina