Pamiętam, jak oglądałam kiedyś z rodzicami film. Była tam dziewczyna, która związała się ze znacznie starszym facetem. On ciężko chorował, ona się nim opiekowała. To była miłość. Nie był ani bogaty, ani piękny. Leżał i czekał na najgorsze. Była ciągle przy nim. Wyzdrowiał i kochali się na przekór wszystkim. Pomyślałam, że to piękne, ale sama bym tak nie potrafiła. Za duża różnica wieku to było dla mnie coś nie do pomyślenia. W jakimś sensie dziwne, nienormalne. No to chyba sama jestem nienormalna...
Mam 24 lata, studiuję i trudno powiedzieć, żebym była stała w uczuciach. Miałam kilku chłopaków. Rówieśnicy, młodsi, odrobinę starsi. Z żadnym nic nie wychodziło. Albo ja jestem zbyt poważna, albo oni jeszcze nie dorośli do prawdziwego związku. Kiedy poznałam Darka, to wszystko się zmieniło. Nie żal mi tego, że nie chodzimy na szalone imprezy, nie spotykamy się z moimi znajomymi, nie mamy szalonych pomysłów... To nie dla mnie. Wystarczy, że mam go przy sobie. Chociaż jest starszy o ponad 30 lat.
Poznaliśmy się się przypadkiem. Potrzebowałam zaświadczenie od lekarza i on przyjął mnie w zastępstwie mojego internisty. Co za urok! Nie chciałam wychodzić z gabinetu, ale wreszcie o nim zapomniałam. Jakiś miesiąc później spotkałam go na ulicy. Ukłoniłam się, on się uśmiechnął. Też mnie zapamiętał. Zaczęliśmy rozmawiać, aż wreszcie wylądowaliśmy w kawiarni. Z tyłu głowy miałam myśl, że to jakieś dziwne, co ja tu robię... Jakiś starszy facet, prawie go nie znam, a rozmawiamy jak dobrzy znajomi. Długo nie traktowałam go jak swojego faceta. Raczej jako mądrego kolegę. Darek ma 57 lat, jest po rozwodzie, nie ma dzieci. Ale ma mnie...
Nie możemy ze sobą mieszkać, ani za bardzo się ujawniać. Po ulicy chodzimy obok siebie, ale nie ma mowy o złapaniu się za rękę. Boję się, że ktoś zauważy i powie rodzicom. Chyba by tego nie zrozumieli. Jest starszy od nich. Kilka razy próbowałam rozmawiać, ale zawsze wygrywał strach. Z jednej strony prawdziwa miłość, bo na nikim jeszcze mi tak nie zależało, a z drugiej – wstyd. Tylko czego ja się wstydzę? Uczucia?
Choć bardzo bym tego chciała i często sobie wyobrażam, nie widzę możliwości, żeby oni go kiedyś potraktowali jako mojego „chłopaka”. Albo nie będą chcieli mnie znać, albo postawią warunek, że nie chcą na to patrzeć. Mogę ich odwiedzać, ale bez niego. Boję się, że to nie tylko moja wyobraźnia, ale naprawdę tak może być... I chyba się nie dziwię. Wiem, jak sama kiedyś zareagowałabym na taką sytuację. Pewnie głupia laska wyrwała nadzianego faceta i nic poza jego majątkiem się nie liczy.
On naprawdę nie kupił sobie mojej miłości. Dłużej nie wytrzymam w ukryciu. Albo znajdę odwagę, że powiem o tym całemu światu, albo będę musiała się z tego wycofać. A tego nie zniosę.
Paulina