Od paru miesięcy jestem ajentem sklepu spożywczego. Mam czterech rzetelnych, uczciwych pracowników. Dbam o nich jak mogę. Staram się, by się nie przemęczali, mieli 1-2 dni wolne w tygodniu. W niedziele i święta dostają więcej pieniędzy. Do tego są premię. Dzięki temu moi pracownicy są mi lojalni i wiem, że nie odejdą z dnia na dzień. Ostatnio jednak spotkała mnie bardzo niemiła sytuacja.
Do sklepu wparowała nasza stała klientka krzycząc na jedną z ekspedientek. Akurat byłam na sklepie, bo sprawdzałam terminy ważności produktów i wszystko słyszałam. Na szczęście nikogo nie było na sklepie i mogłam sytuację troszkę załagodzić. Klientka krzyczała na pracownicę, że jest k*rwą, dz*wką i złodziejką cudzych mężów. Byłam w szoku. Nie wiedziałam o co chodzi. Ona też wyglądała na zaskoczoną.
Odbyłam z nią poważną rozmowę. Przyznała się, że umówiła się z jednym z klientów, bo ten nalegał.
Sama kiedyś widziałam jak kupił jej kawę i nalegał by ją przyjęła mimo, że ona początkowo odmawiała. Powiedziała, że nie wiedziała, że ten ma żonę, bo nigdy o niej nie wspominał i nie nosił obrączki. Sama też nigdy go o to nie pytała, bo wyszła z założenia, że gdyby kogoś miał to by jej nie zapraszał na kawę. Żal mi jej. Wierzę jej, bo to uczciwa i pracowita dziewczyna. Na pewno też trochę zagubiona.
Niestety, muszę dbać o renomę sklepu. 3/4 klientów to stali klienci z okolicznych bloków i jednorodzinnych domków. Ludzie tam się znają, a wiecie jak szybko rozchodzą się pewne wieści? Pracownicę wysłałam na przymusowy urlop. Tylko, że wysłałam ją na ten urlop w czwartek, a po tygodniu miałam dać jej znać co dalej. Rozmawiałam o tym z dwoma osobami. Moim mężem i z moją siostrą.
Mąż uważa, że nie mam nad czym się zastanawiać. Zwolnienie. Mówi, że nie wyobraża sobie sytuacji, że ekspedientka umawia się z klientem.
Poza tym mówił jeszcze o tym, że jak ona zostanie to na pewno część klientów nie przyjdzie do nas, bo obsługa jest bardzo istotna. Moja siostra za to uważa, że dziewczyna nie zasłużyła sobie na zwolnienie. Fakt faktem, sytuacja jest bardzo nieprzyjemna, ale to nie jej wina. Skąd mogła wiedzieć?
Chyba sercem trochę mi bliżej do zdania siostry, ale rozumem.... mój mąż ma też dużo racji. Patrząc na to, ile zarabiam na tym sklepie, nie mogę sobie pozwolić by stracić obroty. Mam przecież kredyt i dwójkę dzieci w domu. Chciałabym jakoś rozwiązać tą sytuację. Pogodzić jakoś... Nie chcę ot tak zwalniać dziewczyny.
Z drugiej strony muszę myśleć o sobie, o pozostałych pracownikach. Jak ta klientka napisze oficjalną skargę do szefostwa i zamkną mi sklep, to co zrobię? Wszyscy wylecimy na zbity pysk...
Sabina