Mam 21 lat i według statystyk powinnam już od kilku lat regularnie uprawiać seks... Nie mówię, że jestem dziewicą, ale moje doświadczenia w tym temacie można policzyć na palcach jednej ręki. Nigdy to nie wyszło ode mnie, bo zawsze jestem nakłaniana przez chłopaków. Niestety, żaden długo ze mną nie wytrzymuje i nic z tym nie potrafię zrobić. Dwa razy bardzo się zakochałam i bardzo chciałam stworzyć normalny związek, ale mnie interesuje przebywanie ze sobą, wspólne chwile, wyjazdy, zabawa. Seksu praktycznie nie potrzebuję.
Chyba nigdy nie czułam czegoś takiego jak pożądanie albo podniecenie. Nie było takiego momentu, że chciałam rzucić się na chłopaka i pójść z nim do łóżka. Nawet jak kocham, to bez podtekstu seksualnego. Lubię się całować, przytulać, ale nigdy nie nabieram ochoty na coś więcej. Ciekawa jestem, czy tylko ja jestem taka dziwna. Może powinnam się leczyć?
Tak jak wspomniałam, przez moje zachowanie żadna znajomość nie trwała dłużej, niż miesiąc. Niektórzy odchodzili po tygodniu. Skoro sami nie naciskali, to myślałam, że im to odpowiada. A potem się dowiadywałam, że jestem oschła i oziębła, skoro sama nie dałam żadnego znaku. Ale ja naprawdę nie wiem jak i kiedy to robić! Na siłę? Dla świętego spokoju? Przecież tak naprawdę w ogóle tego nie potrzebuję.
Myślę, że mogłabym żyć bez seksu przez wiele lat i byłabym szczęśliwa. Pod warunkiem, że znalazłabym chłopaka, który ma podobne potrzeby... A raczej ich brak. Tylko to mi się wydaje niemożliwe, bo gdzie takiego znaleźć? Czytałam o aseksualizmie, ale to chyba nie dotyczy mnie. Jak już do czegoś dochodzi z inicjatywy faceta, to jest mi całkiem dobrze. Ale sama o to nie poproszę... Wiem, że to bez sensu, ale może coś doradzicie?
P.