Niedawno zamieszkałam ze swoim chłopakiem. Ja uważam, że tylko na próbę, a on bardzo się wkręcił. Nie minął miesiąc, a jemu się wydaje, że jestem już prawie jego żoną i jesteśmy na siebie skazani do końca życia. To trochę dziwne, bo w tym wieku raczej się tak nie myśli. Fajnie, że traktuje mnie tak poważnie, ale bez przesady. Ja mam jeszcze czas, nawet nie chcę myśleć o żadnym ślubie itd. Wydaje mi się, że on tak naprawdę też nie, ale zachowuje się coraz dziwniej.
Do tej pory nie wchodziliśmy sobie w drogę. Byliśmy razem, ale każdy miał jakieś swoje życie. Teraz to się bardzo zmieniło. Wiedziałam, że wspólne mieszkanie do tego doprowadzi, ale on chyba traktuje to za bardzo serio. Jestem tylko jego dziewczyną, on tylko moim chłopakiem, a zachowuje się jak mąż po 15 latach wspólnego życia. Zaproponował, żebyśmy założyli wspólne konto i to już chyba przesada...
Nawet nie wiedziałam dokładnie, ile on zarabia, on też nie zaglądał mi w kieszeń. Padła konkretna cena za mieszkanie, dzielimy się po połowie i na początku to wystarczało. Raz on robi zakupy, raz ja i wszystko to dobrze działa. Nagle to się zmieniło bo... on sobie tak wymyślił? Wspólne konto to nie jest byle co. Z mieszkania mogę się wyprowadzić, jeśli coś pójdzie nie tak. Konta nie zamknę z dnia na dzień. Później musiałabym się jeszcze wykłócać, jaka część kasy należy do mnie.
Ale nie... On przecież nie bierze pod uwagi niczego innego. Ma być wspólny domowy budżet, jak w prawdziwym małżeństwie, którym przecież nie jesteśmy. I długo nie będziemy! Na razie nic nie zdecydowałam, ale on już przegląda oferty banków, albo chce żebym się dopisała do jego rachunku. Pensja ma przychodzić oczywiście tam. Nie wiem czy jestem gotowa na aż tak poważny krok. Wolę dotychczasową sytuację.
W takim układzie robi się bardzo poważnie. Chyba zbyt poważnie, jak dla mnie. Tylko czekać, aż on dostanie wyciąg i zacznie się ze mną awanturować, że kupiłam sobie coś bez jego zgody. Za moje własne pieniądze. Nigdy taki nie był, ale teraz już naprawdę nie wiem, czego mogę się po nim spodziewać. Rozumiem takie rozwiązanie po ślubie, ale przed... Nie wiem czy to jest do końca normalne.
Czy któraś z Was była w podobnej sytuacji? Zrobiłyście to? Ja się nie boję, że on mnie okradnie, ale że za mocno wkroczy w moje życie. Nie mam już chwili intymności, teraz jeszcze mam się pozbyć niezależności finansowej...
Kamila