Znalazłam się między młotem, a kowadłem... Mam wrażenie, że każde wyjście może być dla mnie złe. Po kolei. W ubiegłym roku moja rodzina przeżyła szok. Okazało się, że mama chce zostawić mojego tatę. Znalazła kogoś innego, zakochała się, chce z nim być. Strasznie to przeżyliśmy. Bałam się, że ją stracę, bo to nie jest normalna sytuacja. Na szczęście jakoś się to ułożyło, ale oczywiście nie jest tak, jak kiedyś. Ja już się usamodzielniłam, siostra też, tata mieszka sam, a ona ze swoim facetem.
W grudniu biorę ślub. Powinnam być szczęśliwa i czekać na ten moment, ale jakoś nie potrafię... Nie umiem rozegrać tej sytuacji, żeby było dobrze. Każda opcja wydaje się zła i boję się, że to wszystko zniszczy mi najważniejszy dzień w życiu. Rodzice muszą być na ślubie i to raczej oczywiste. Ale czy ten nowy facet też?
Wszyscy już wiedzą, kiedy odbędzie się ślub, gdzie, jakie miejsce wybraliśmy na wesele itd. Ale wypadałoby jakoś oficjalnie o tym poinformować także rodziców. Z tatą nie ma problemu, ale sytuacja mamy jest skomplikowana... Kogo ja mam zaprosić? Tylko ją? Czy z tym facetem? Z jednej strony to ktoś zupełnie obcy, kogo bym nie chciała gościć, ale z drugiej – to ktoś ważny dla mamy...
A może zaprosić ich razem, a między sobą ustalą, że on jednak nie powinien się tam pojawić? A co, jeśli jednak przyjdzie? To będzie straszny cios dla taty. Już sobie wyobrażam, jak wychodzi z kościoła i nie uczestniczy w dalszej części. Ja też bym tego nie udźwignęła. Tu chyba nie ma żadnego dobrego wyjścia.
Nawet jeśli ten facet nie przyjdzie, to i tak będzie fatalnie. Rodzice powinni siedzieć obok siebie, uczestniczyć razem w niektórych rzeczach, ale przecież oni nie mogą na siebie patrzeć. Zastanawiałam się nawet, czy nie przełożyć tego ślubu na przyszłość. Może sytuacja się jakoś uspokoi i będzie normalnie. Ale doszłam do wniosku, że nie mogę być zakładnikiem ich nieporozumień.
Fajnie, uzmysłowiłam to sobie, ale niewiele mi to dało. Nadal nie wiem co robić. Pomóżcie!
Agnieszka