Czuję się z tym trochę dziwnie, bo jestem z chłopakiem od 2 miesięcy, a on tak naprawdę niewiele o mnie wie. Zawsze jestem ładnie ubrana, unikam niewygodnych tematów, chyba nie robię mu wstydu, ale przecież ja taka nie jestem... Pochodzę z raczej biednej rodziny. W domu nigdy się nie przelewało i raczej długo się to nie zmieni. Jeśli nie wyglądam jak biedak, to tylko dzięki temu, co sama sobie dorobię. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, więc on chyba nie wie, w jakiej jestem sytuacji. A nie jest najlepiej i to widać po naszym mieszkaniu.
Byłam u niego już kilka razy i bardzo mi się tam podobało. To duże mieszkanie w apartamentowcu, piękne meble i sprzęty, wszystko ze smakiem urządzone. Czysto, pachnąco. Naprawdę pięknie. Nie dziwię się, że tak często mnie tam zaprasza, bo jest się czym chwalić. Wielka lodówka wypełniona drogimi rzeczami, ogromna kuchnia, taras. A u mnie... Nawet nie ma o czym mówić, bo wstyd. Jest bardzo źle, a na remont na razie się nie zapowiada.
Rodzice są uczciwymi i dobrymi ludźmi, ale nigdy dużo nie zarabiali. To widać po mieszkaniu. Same stare meble, czyli rozlatująca się meblościanka, skrzypiące wersalki. W kuchni przebarwione ściany. Nawet nie wiem, czy to nie jakiś grzyb. W starej kuchence nawet nie domykają się drzwiczki, na dywanach same plamy, których nie da się usunąć. Mój pokój nie jest lepszy. Łóżko się połamało kilka miesięcy temu, więc śpię na samym materacu. Nie mogę otworzyć okna, bo odpada z niego farba.
Chyba mi się nie dziwicie, że to dla mnie powód do wstydu. U niego takie luksusy, a moje mieszkanie dosłownie się rozsypuje. Chciałabym być z nim szczera. Trochę się boję, że zacznie na mnie dziwnie przez to patrzeć. Nigdy nie udawałam bogaczki, ale też nie mówiłam, że żyję w takiej biedzie. Może mam co jeść i na co dzień jakoś wyglądam, ale chciałabym z czystym sumieniem go do siebie zaprosić...
Mama go zaprasza, on sam się prawie wpraszał, a ja nie wiem co mam robić. To chyba za wcześnie, żeby go aż tak wprowadzać w moje życie... Pewnie się do mnie zrazi i nic z tego nie będzie. Jeśli nawet nie będzie miał nic przeciwko, to przecież ja się spalę ze wstydu. Głównie za rodziców, bo przez tyle lat mogli cokolwiek zrobić z tym domem. Nie głodowaliśmy, więc na drobny remont wreszcie by wystarczyło, ale oni to zaniedbali. Teraz ja cierpię.
Zaprosić i się wygłupić czy dalej wymyślać powody, dlaczego to niemożliwe? Ech...
Anonim