Pół roku temu zmarł mój tata. Nagle dowiedzieliśmy się o chorobie, nie zaczęli go jeszcze leczyć i już odszedł. Strasznie to przeżyłam. Tak jak moja mama i młodsi bracia. Powoli się przyzwyczajamy i w sumie nie jestem już taka smutna jak wcześniej. Nie pogodziłam się z tym, ale próbuję normalnie żyć. Po swojemu. Mama mi to trochę utrudnia, bo ona mówi, że powinnam być w żałobie przynajmniej przez rok. Tak jak ona. Ale ja mam już tego dosyć...
Od pół roku chodzę w czarnych ubraniach. Czasami ciemnogranatowych. Żadnego białego, a o innych żywszych w ogóle zapomniałam. W zimie jeszcze jakoś to znoszę, bo czarna kurtka, czarne spodnie, sweter i już. Ale powoli zacznie się robić cieplej i ja chciałabym już wyglądać normalnie. Moje koleżanki twierdzą, że dobija ich mój widok. Sama jak patrzę w lustro to chce mi się bez powodu płakać.
Chciałabym znowu ubierać się tak, jak przed śmiercią taty. Minęło dużo czasu, chyba nie muszę czekać na to aż rok. On by tego raczej nie chciał. Próbowałam to powiedzieć mamie, ale ona mówi, że za szybko zapomniałam o ojcu i jest jej z tego powodu przykro. Bardzo się myli, ale trudno z nią na ten temat w ogóle rozmawiać. Zaraz płacze i trzeba ją uspokajać.
Nie wiem co mam teraz zrobić. Czuję, że mogę zakończyć żałobę, przynajmniej jeśli chodzi o ubrania, ale nie chcę urazić mamy. Kocham ją bardzo. Wydaje mi się tylko, że za bardzo przejmuje się tym, co inni ludzie powiedzą.
Czy kolorowe ubrania oznaczają, że człowiek już nie odczuwa straty? Nie wydaje mi się.
Marta