Planujemy z narzeczonym ślub w styczniu. Już prawie wszystko załatwione, ale zostaje nam jeszcze jedna ważna sprawa. Niestety, nasze rodziny nie pochodzą z tego samego miasta. Pobieramy się w Łodzi, gdzie mieszkam od urodzenia, a jego bliscy przyjadą z różnych części Polski. Jakoś wypadło nam z głowy, że coś trzeba z nimi zrobić.
Jego rodziców ugościmy u siebie, dla innych bliskich załatwiłam 3 pokoje w domu przyjaciółki. Ale co z resztą? Nie bardzo to sobie teraz wyobrażam, bo budżet jest napięty. Nie planowaliśmy takiego wydatku, a zakwaterowanie tylu ludzi w hotelu to ogromna kwota. Czy to w ogóle nasza sprawa?
Niby trochę tak, ale przecież każdego stać, żeby sobie coś wynająć na jedną noc!
Nie jesteśmy bogaczami, żeby wszystkim fundować ferie zimowe. Bardzo chcemy, żeby wszyscy dotarli na nasz ślub, ale jeśli trzeba będzie im coś wynajmować, to wesele zapowiada się wyjątkowo skromnie. Po prostu nam nie starczy. Nie wiemy, jak to teraz rozegrać. Proponować nocleg każdemu i liczyć na to, że nikt się na to nie zdecyduje?
Czy od razu powiedzieć, że każdy odpowiada za siebie, a my możemy najwyżej pomóc w zarezerwowaniu miejsca? To nie wynika z naszego skąpstwa, ale sytuacji finansowej. Tylko tyle.
Pojechałybyście na taki ślub, gdzie trzeba płacić za swój nocleg?
B.