Mam możliwość kupienia oryginalnej Chanelki za ok. 9 tysięcy złotych i zastanawiam się, czy to się w ogóle opłaca. Wiem, że dla większości to jest niewyobrażalna kwota, ale powiedzmy, że mogę sobie na to pozwolić. Sprawdzałam i w sklepie kosztuje 12-13 tysięcy. Ja mam dostęp bezpośrednio i bez marży sprzedawcy. Stąd wzięła się taka różnica.
Zawsze o takiej marzyłam. Jest śliczna, elegancka, porządnie wykonana i na pewno nigdy nie wyjdzie z mody. Pewnie przechodziłabym z nią całe życie, a podróbki rozwalają się po miesiącu używania. No, ale to jednak sporo pieniędzy i chociaż mnie stać, to sama nie wiem.
Dla jednych to tylko, a dla innych aż torebka. W końcu za taką markę zawsze płci się dużo. A skoro jest tak pożądana, to znaczy, że jest warta swojej ceny. Niby tak, ale...
Ale w sumie, to dalej się zastanawiam. Mam już niewiele czasu, bo wiem, że jest inna chętna. Za 9 tysięcy można kupić sporo rzeczy, nawet pojechać na fajne wakacje. Mnie to w sumie nie żal, ale jak się ktoś zorientuje i dowie, ile wydałam na „zwykłą torebkę”, to raczej mnie wyśmieje. Niektórzy nie zrozumieją i to jest pewne.
Co mi możecie doradzić? Gdybyście miały tyle pieniędzy i ich wydanie nie oznaczałoby, że przez kolejny rok musiałybyście żyć na granicy ubóstwa, to kupiłybyście sobie? Mnie nie interesuje epatowanie bogactwem. Chanel to Chanel, kocham modę, lubię porządnie wykonane rzeczy i stąd ta fascynacja.
Doradzicie?
Marlena