To nie jest problem, który spędza mi sen z powiek i ogólnie jakaś tragedia. Po prostu jestem ciekawa, bo ludzka psychika zawsze mnie fascynowała. Wiem, co ja myślę, ale czy inni mają tak samo? Chodzi o niepozorną czynność, jaką jest robienie zakupów. Strasznie tego nie lubię, bo jestem z natury oszczędna i wolę mieć pieniądze na koncie, niż je wydawać.
A że milionerką nie jestem (nawet nie klasą średnią), to kupuję niemal wyłącznie w najtańszych dyskontach. Zazwyczaj produkty najgorszych marek. Budżet mam napięty, więc inaczej się nie da. Ale wiecie co? Głupio się z tym czuję. Można nawet powiedzieć, że mam na tym punkcie kompleks. Zazdroszczę koleżankom, które chodzą do delikatesów.
Ja w sumie też mogę, ale od święta i większych zakupów tam nie zrobię. Różnice w cenach są ogromne. Tu mam margarynę za 2 zł, a tam za 6. Butelka wody 60 gr, a w lepszym sklepie 2 zł. Na co dzień odpada, bo razem dałoby to miesięcznie ogromną kwotę, którą zwyczajnie nie dysponuję.
Szczerze mówiąc, to do niedawna wstydziłam się nawet trzymać w ręce reklamówkę z dyskontu. Dobrze, że kupiłam sobie taką wielokrotnego użytku, to przynajmniej ta obsesja mi minęła. Ale dalej czuję się w pewnym sensie gorsza. Takie dziadowanie nie jest w moim stylu, bo ja zdecydowanie wyżej mierzę.
Ciekawa jestem, czy Wy też tak macie. Ale tak szczerze, bez oglądania się na to, czy to nienormalne albo żenujące. Czasami nasze emocje nie mają nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. Bo niby wiem, że tanie zakupy nie świadczą o tym, kim jestem, ale z drugiej strony - trochę mnie to dobija.
Anonim