Miłość niby nie zna granic... To czemu z nas wszyscy się śmieją? Między mną a R. coś było od dawna, po prostu pokrewieństwo dusz... Ja jednak nie myślałam o nim jak o potencjalnym facecie, bo, no właśnie, on jest strasznie niski! Ja mam 174 cm, a on sięga mi do nosa. Jest niższy o dokładnie 12 cm. Kiedyś się z tego śmieliśmy, ale teraz mi do śmiechu nie jest, bo swobodnie się z nim czuję tylko, kiedy siedzimy.
Do tego wszyscy się z nas śmieją. Dla niego też to nie jest miłe, bo im bardziej się z nas nabijają, tym my gorzej się ze sobą czujemy. Nie wiem już, czy ten związek ma sens. Uważacie, że w dalszej perspektywie mamy szansę przetrwać?
On niby twierdzi, że mu to nie przeszkadza, ale co ma mówić... Przecież nagle nie urośnie, a mając nieco ponad 160 cm wzrostu nie ma wielkiego wyboru. Większość dziewczyn jest od niego wyższych. Wiem, że to tylko kwestia wyglądu i nie powinno mieć to wielkiego znaczenia, ale mam dziwne myśli.
Czasami czuję się jak jego starsza siostra, a nie dziewczyna. A to już nie jest miłe. Co robić?
M.