Nie wiem czy ktoś mnie zrozumie. Ja bym nawet mogła przytyć, mieć brzydką cerę, krzywe nogi. Wszystko jest lepsze od tego, co mi tak daje w kość. Jak ktoś nie ma takiego problemu, to sobie pomyśli, że przesada. Ale nie. Moje tragiczne włosy uniemożliwiają mi normalne życie. Zawsze wyglądam źle. Nawet mało tego. Nie źle, ale jak jakiś śmierdzący brudas, który się nie mył przez tydzień.
Myję włosy codziennie, czasami nawet 2 razy dziennie. Rano jest spoko – jakoś się układają, błyszczą, są suche i świeże. Nie minie kilka godzin i mam hełm na głowie. Włosy wyglądają jak jakaś tłusta skorupa. Na takiej ilości tłuszczu to spokojnie usmażyłabym sobie frytki na obiad.
Próbowałam różnych szamponów i nic. Im włosy są dłuższe, tym gorzej.
Mam wrażenie, że jest ich za dużo i dlatego się tak duszą we własnym sosie. Najgorzej jest zimą, kiedy niby się nie pocę, a produkują najwięcej tłuszczu. Staram się nawet unikać czapek i kapturów, ale niewiele to daje. Skórę mam suchą wszędzie, a na głowie mokro. Dermatolog stwierdził, że taka moja uroda.
Przepisane kosmetyki w ogóle mi nie pomogły, dlatego zastanawiam się nad ścięciem włosów. Na chłopaka. Może to coś da? Jak ich będzie mniej i nie będą tak obciążone, to może te problemy znikną? Wiem, że będę się czuła fatalnie z taką fryzurą, ale już nic lepszego nie potrafię wymyślić.
Dla świętego spokoju zrobię nawet to!
Oliwia