Prawie dokładnie 2 lata temu ogłosiłam z hukiem, że przechodzę na wegetarianizm. Z dnia na dzień przestałam jeść mięso i trzymałam się tego dość długo. Odmawiałam nawet zupy ugotowanej na kościach, bo w końcu to zwierzęce zwłoki, ja się brzydzę, to nieetyczne itd. Sporo problemów się pojawiło, bo trzeba było sobie gotować, wybrzydzać u znajomych i szukać produktów bez np. zwierzęcego tłuszczu, ale dałam radę. Można powiedzieć, że byłam z siebie dumna i wsiąkłam w to na dobre.
Byłam przekonana, że to się nigdy nie zmieni. Prawie 2 lata bez mięsa, człowiek się odzwyczaił, a u mnie dochodziło nawet do odruchów wymiotnych na widok kotleta. Od razu sobie wyobrażałam, co to było za zwierzę, jak wycierpiało, ile krwi się polało. W pewnym sensie czułam się lepsza od innych, bo postępowałam w zgodzie z własnym sumieniem i żadnej istoty nie krzywdziłam. Jak wspomniałam – do czasu.
Wszyscy już dobrze wiedzą, że jestem wegetarianką, a jak ktoś zapomni, to ja od razu przypominam. Mówię o tym głośno, nawet się tym szczycę. Babcia już wie, że rosołku na kurczaku nie zjem, bo to jednak danie mięsne, mama nie marudzi, kiedy nie jem jej potraw, a znajomi już się przyzwyczaili, że ze mną chodzi się do lokali serwujących kuchnię wege. Jakoś się to ułożyło, czuję się zdrowiej, lubię dania bezmięsne i tak powinno zostać. Tylko, że coś mi się w głowie pozmieniało.
Wyjechałam do koleżanki na kilka dni do innego miasta. Było nieprzyjemnie, padał deszcz, ona się spóźniała. Potem dała znać, że odbierze mnie z dworca dopiero za godzinę, więc muszę sobie jakoś poradzić. Weszłam do baru fast food. Pachniało bardzo ładnie i zaczęłam się łamać. Wreszcie zamówiłam hamburgera i to takiego normalnego, a nie sojowego. Pochłonęłam go w 5 minut, tak bardzo mi smakował. Miałam wyrzuty sumienia.
W sumie to przez kilka dni tej wizyty jadłam mięso na śniadanie, obiad i kolację. Koleżance wmówiłam, że lekarz mi kazał, bo miałam złe wyniki. Ona się nie oburzyła, więc nic nie miałam do stracenia. Tylko nie wiem, jak zareagują inni. Rodzina i reszta znajomych to mnie chyba wyśmieją, bo chodziłam jak paw, wszystkich się czepiałam, mówiłam o mordowaniu zwierząt, a teraz znowu się tym zajadam.
Od tego czasu minęły 2 tygodnie, ja udaję wegetariankę, a jak nikt nie patrzy, to idę do knajpy na burgera albo skrzydełka. Chciałabym im powiedzieć, ale boję się, że nie zrozumieją. Pojawią się pewnie pretensje, że tak wariowałam na punkcie etycznego traktowania zwierząt, a teraz sama je pożeram.
Nie wiem jak wyjść z tej sytuacji. Pomóżcie!
Katarzyna