W tym roku kończę po ciężkich przejściach studia. Wybrałam sobie taką promotorkę, że można oszaleć, ale praca już prawie skończona. Dziesiątki konsultacji, setki poprawek, zupełnie jakbym pisała doktorat. Teraz pozostaje kwestia obrony, co nie do końca mi się uśmiecha. Pierwszy termin jest na początku lipca, a tego szczerze mówiąc nie brałam pod uwagę.
Kiedy planowałam wakacje byłam przekonana, że wszystko zacznie się od połowy miesiąca, może niektórych dopuszczą w czerwcu. Moja ukochana pani kiedy indziej nie może i teraz mnie straszy - jak się nie obronię w lipcu, to we wrześniu może być problem. Ja też wolałabym mieć to już za sobą, ale w takim razie co z moim wyjazdem?
Pierwszy raz w życiu wybieram się za granicę i to w wymarzone miejsce. Grecka wyspa, palmy, upał, morze i ogólnie bajka. Razem z chłopakiem długo odkładaliśmy na taki wyjazd i żeby było taniej, wybraliśmy opcję bezzwrotną. Płacisz sporo mniej, ale nie masz możliwości się wycofać. To znaczy, możesz nie pojechać, ale kasa po prostu przepada. Tego bym sobie nie darowała!
Nie dość, że nie spełniłabym swojego marzenia, to jeszcze bylibyśmy w plecy na 3 tysiące złotych. Ja naprawdę nie wiem co mam teraz zrobić. Radziłam się kilku osób i są różne opinie. Według niektórych to „tylko wakacje”, a obrona to „lepsza przyszłość”. Inni twierdzą, że zawsze kiedyś się obronię i nie ma sensu rezygnować z planów.
Niestety ja poznałam już dość dobrze tę kobietę i wiem, że jest nieobliczalna. Ona chce mieć wszystko z głowy na początku wakacji. Jak się nie obronię, to będzie musiała we wrześniu znowu przyjeżdżać na cały dzień na uczelnię. No i jeszcze jest strach, że jak się obronię tak późno, to nie uda się szybko znaleźć pracy.
Co mam wybrać? Marzenia o wakacjach czy lepszym i spokojniejszym życiu? Wbrew pozorom to wcale nie jest takie łatwe. Jestem strasznie podniecona na ten wyjazd i nie przeżyję, jeśli będę musiała go odwołać.
Poradźcie…
Asia