Kocham moją przyjaciółkę całym sercem i jestem w stanie zrobić dla niej wiele. Zawsze byłyśmy ze sobą bardzo szczere. Mówimy sobie o wszystkim, nawet jeśli jest to dla którejś z nas niewygodne. Z jednym tylko nie potrafię sobie poradzić – jak zasugerować jej, że powinna schudnąć? Ona doskonale zdaje sobie sprawę, że jest większa, niż inne dziewczyny. Sama poruszała ten temat w rozmowach. Mówiła, że nie chce jej się zmieniać i na razie nie jest tak źle. Według mnie jest coraz gorzej! Po przejściu kilku metrów zaczyna ciężko dyszeć, nie mieści się na krzesełku w pubie, ubrania zaraz zaczną pękać na niej w szwach.
Fakt, może nie jest takim monstrum jak ci biedni ludzie pokazywani w amerykańskich filmach dokumentalnych, ale to się może tak skończyć. Oczywiście nie kontroluję jej wagi, ale widzę po wspólnych zdjęciach, że z roku na rok jest jej coraz więcej. Sama już nic nie mówi na ten temat. Albo jej z tym dobrze, albo dała za wygraną. Nie mogę patrzeć jak się obżera i męczy. Chciałabym mieć znowu przy sobie taką energiczną przyjaciółkę jak kiedyś, a nie kupę tłuszczu!
Oczywiście nie myślę o niej tak źle, ale takie pojawiają się komentarze, kiedy idziemy ulicą. Próbowałam namówić ją do zdrowszego jedzenia. Chwaliłam pyszne sałatki z rukolą i chudziutkim kurczakiem, podtykałam pod nos wodę mineralną zamiast coli lub piwa... Sugerowałam jej to także w sklepach z ubraniami. Z uśmiechem wspominałam, że chyba trzeba się za siebie wziąć bo sama nie mogę się wcisnąć w ciuchy. Odpowiadała „jak chcesz”. No tak, czyli jak chcę, to sama mogę się odchudzić, ale jej to nie rusza.
Marzy mi się szczera rozmowa z nią. Powiedziałabym spokojnie o swoich obawach. „Słuchaj, wiesz, że bardzo cię kocham i nie mam na myśli nic złego. Po prostu się o ciebie martwię i chciałabym, żebyś była szczęśliwa. Zauważyłam, że coraz bardziej tyjesz i nic z tym nie robisz. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale ja ci pomogę. Sama przejdę z tobą na dietę, zapiszemy się na siłownię, będziemy gotować zdrowsze rzeczy. Będziemy przebierać w chłopakach, a humor poprawiać sobie w sklepach. Wreszcie wszystko się na nas zmieści. Musimy ruszyć tyłeki damy radę, bo jesteśmy silne”. Tak mniej więcej. Tylko jak ona zareaguje?
Boję się, że potraktuje to jako atak. Z najlepszej przyjaciółki stanę się największym wrogiem. Jeśli ją urażę, to zapomni o tym, że zawsze mogła na mnie liczyć. Będzie pamiętała tylko sugestię, że jest grubasem i do niczego się nie nadaje. Mimo, że zupełnie nie o to mi chodzi. Może jest wśród Was jakaś puszysta dziewczyna lub ktoś, kto musiał przeprowadzić taką rozmowę? Poradźcie jak się do tego zabrać i jakich użyć argumentów. Czy to co sobie wymyśliłam jest niestosowne?
Pozdrawiam,
Ela