Zostałam zaproszona przez kuzyna na wesele. Zrobił to na 3 tygodnie przed uroczystością, więc trochę późno. Tym bardziej mi głupio teraz wydziwiać i robić mu problemy. Ale z drugiej strony – jak mu tego nie powiem, to będę się tam fatalnie czuła. Chodzi o to co jem, a raczej o to, czego nie jem. Od ponad roku jestem wegetarianką.
On o tym nie wie, bo nie mamy aż takiego kontaktu. Widujemy się rzadko, zazwyczaj właśnie w czasie ślubów i chrzcin. Trochę żałuję, że nie powiedziałam o tym wprost, kiedy zapraszał, ale wyleciało mi to z głowy. Potem się ocknęłam, że przecież to ważna informacja.
Nie wiem, czy teraz do niego dzwonić w tej sprawie. Może lepiej po prostu nie jeść tego, co mi nie pasuje i tyle?
Boję się, że w takim razie nic tam nie zjem. Na obiad pewnie podadzą rosół na mięsie, co w mojej diecie zupełnie odpada. Potem jakaś pieczeń, kolejne dania też mięsne, na stole wędliny. Do tego ciasta z żelatyną. Samym chlebem się nie najem, a wypadałoby zostać do końca imprezy. Biję się z myślami, co teraz zrobić.
Powiedzieć o tym? On się pewnie przejmie i będzie chciał, żeby podano mi zupełnie inne dania, ale trochę mi wstyd robić taki kłopot swoją obecnością. Dla niektórych to może śmieszna sprawa, ale wyobraźcie sobie np., że nie możecie jeść glutenu, bo inaczej coś Wam się stanie. Większość dań na stole nie będzie dla Was. Powiedzielibyście wtedy o swoich potrzebach?
Szczególnie ciekawi mnie opinia osób, które same wyprawiały ślub. Czy takie osobne menu to duży problem?
Anonim