Wszędzie gadają, że rozmiar nie ma znaczenia, mały, ale wariat, liczy się technika i tym podobne frazesy. Ja też tak myślałam. Do czasu kiedy zbliżyłam się do mojego aktualnego chłopaka. Moi poprzedni partnerzy nie byli jakoś szczególnie obdarzeni, ale mieścili się w normie. Seks był fajny i wcale nie potrzebowałam do tego ponad 20-centymetrowej maczugi. Już 14 by wystarczyło. No, ale bez przesady! Coś muszę w sobie poczuć, żeby było mi dobrze. A teraz... Czasami nie wiem czy już robi swoje, czy może jeszcze nie.
Oczywiście głośno tego nie komentuję, bo by się załamał. Na pewno zdaje sobie sprawę ze swojego kalectwa, więc po co go dobijać. Sama nie wiem jak do tego podejść. Jest naprawdę przystojnym chłopakiem, wysportowanym, ze zniewalającym uśmiechem. Do tego ma dużo oleju w głowie, świetnie mi się z nim rozmawia, ma szerokie horyzonty... Myślałam, że się w nim poważnie zakochałam, ale teraz już sama nie wiem. Przecież bez normalnego seksu nie da się stworzyć związku!
Można mówić, że seks to nie wszystko, a z powodu małego penisa nie powinnyśmy odrzucać kogoś tak wartościowego. Ale to tylko gadanie. Czysta teoria. W praktyce każda na moim miejscu czułaby się fatalnie. Ciągłe niespełnienie jest frustrujące i nie da się tak żyć przez wiele lat. Nie wiem czy takim maluszkiem byłby w stanie mnie zapłodnić, nie mówiąc o zwyczajnej satysfakcji.
Wiem, to podłe, że tak mówię, ale kto tego nie przeżył, ten może mnie tylko oceniać... A ja naprawdę chciałabym sobie z tym jakoś poradzić. W powiększanie przyrodzenia nie wierzę, bo jemu przydałoby się dodatkowo jakieś 6-8 cm, żeby w ogóle było o czym mówić. Jakoś nie mogę się przekonać, że nie powinnam go oceniać przez pryzmat jego rozporka. Uwielbiam spędzać z nim czas, za dnia czuję się z nim fantastycznie, ale potem przychodzi noc i znowu mogiła...
Nie chodzi mi o to, że nie uważam go za męskiego. Cała reszta jest jak najbardziej w porządku. Gdyby seks wygląda tak jak trzeba i przynosił mi satysfakcję, to nie powiedziałabym o moim facecie złego słowa. Mówiąc szczerze, to teraz chodzę niedopieszczona, wściekła i zdenerwowana.
Mogłabym z nim o tym porozmawiać, w końcu on też ma oczy. Ale co by to dało? Przecież to nie jego wina, a skutecznego sposobu na wzrost przyrodzenia chyba nie ma... Jestem bezradna!
Sara