Mam chłopaka, który wydaje mi się coraz bardziej dziwny. Zawsze był nieśmiały i odrobinę wycofany, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Miłość od pierwszego wejrzenia i nic więcej się nie liczyło. Dopiero z czasem poznałam go tak naprawdę dobrze i zaczyna mnie lekko martwić. On nie jest taki pewny i przebojowy, jak większość osób w jego wieku. Wydaje mi się, że w ogóle nie jest zaradny. Sam niczego nie załatwi, ciągle liczy na pomoc innych. Podobnie wygląda sprawa jego prawa jazdy.
Z tego co wiem, to na osiemnastkę dostał od rodziców prezent, czyli opłacenie kursu, a jak dobrze mu pójdzie, to dostanie jakiś mały samochodzik. Na jego miejscu biegłabym się zapisać, ale on zwleka od... 6 lat. 24-latek, który boi się wsiąść za kółko to dla mnie nie jest facet. Skoro ja mogłam zaraz po 18-tce pójść na kurs i zdać, to dlaczego nie on? Już mnie to denerwuje, bo brak samochodu ogranicza jego samodzielność.
Ja jestem zmotoryzowana, więc ciągle go wożę. Na zakupy, na mecz, na uczelnię, do rodziców. Wszędzie. Mogłabym odmówić, ale wtedy słuchałabym jego narzekań, że się spóźnił, jechał godzinę, śmierdziało w autobusie itd. Ciągle wiercę mu dziurę w brzuchu, żeby wreszcie się za to zabrał, ale bez efektu. Może kiedyś, jeszcze nie teraz, jest zajęty innymi sprawami. Już to widzę. Będę z nim za 10 lat, a raczej bym tego chciała, a on nadal będzie bez prawka.
Wszyscy moi i jego znajomi jeżdżą. Niektórzy nie mają samochodów, ale przynajmniej zdali egzamin. On powie tylko słowo, a załatwię mu ten kurs, rodzice kupią auto i po sprawie. Zapytałam, czego się tak boi, to się obraził. Jak mogę mu sugerować strach. Przecież on jest normalnym facetem, ale po prostu ma inne priorytety. Ciekawa jestem jakie, bo w tym wieku nie ma chyba nic ważniejszego, niż niezależność...
Ktoś powie, że powinnam dać mu spokój. To jego sprawa. Właśnie, że nie jego! Będzie trzeba coś załatwić – on sobie nie da rady, bo bez samochodu, jak bez ręki. Pojawią się dzieci, to ja będę je odwoziła do szkoły. Takich sytuacji będzie mnóstwo i wizja takiej ofermy mnie przeraża.
Może jestem dziwna, ale nie wyobrażam sobie przyszłości z kimś takim. Próbuję go namawiać, prosić, przekonuję, że da sobie świetnie radę, że na pewno pokocha jazdę i nic. Ale jak ze mną jeździ, to jest pierwszy do pouczania.
Powiedzieć mu prosto z mostu, że jak nie załatwi tej kwestii, to go po prostu zostawię? Przecież to się tak skończy.
Weronika