Znalazłam się w niezręcznej sytuacji. Zawsze dogadywałam się z mężem, ale w tej sprawie nie umiem się z nim porozumieć. Spodziewamy się dziecka, do porodu jeszcze ponad miesiąc, ale zaczęło się poszukiwanie imienia. Nikogo o to nie prosiłam, ale wszyscy coś mi proponują. Niektóre brzmią bardzo fajnie i mogłabym się zastanowić. Sama myślałam o czymś może oklepanym, ale współczesnym. Moje typy to Karolina, Maja i Malwina. Nie przejmuję się statystykami, że są to popularne imiona. To przecież będzie moja córeczka, a nie kolejna liczba w rankingu.
Mężowi bardzo spodobała się Malwina. Podobno znał kiedyś jakąś i dobrze mu się kojarzy. No i pierwsza litera nawiązuje do imienia jego zmarłej mamy. Dalej się rozglądaliśmy, ale było już prawie postanowione, że urodzi się Malwinka. Nawet się do tego przyzwyczaiłam i zaczęłam tak do niej mówić. Teraz się okazuje, że to nie był dobry wybór, bo teść ma jedyną słuszną propozycję. Nie upiera się, ale stosuje szantaż moralny.
W czasie ostatniego wspólnego obiadu powiedziałam, że Malwinka kopie, więc chyba jej smakuje. Teść sam przygotował jedzenie, więc myślałam, że go to ucieszy. Zwłaszcza, że bardzo czeka na wnuczkę. I wtedy usłyszałam dziwne westchnięcie „No właśnie, Malwinka...”. Ojciec męża postanowił się wtrącić w ten temat. Zapytał, czy nie myśleliśmy o wyborze imienia po zmarłej babci, czyli jego żonie. Zatkało mnie zupełnie, a on zaczął sobie wycierać oczy ze wzruszenia.
Wiem, jak bardzo ją kochał i, że tęskni, ale to mi się nie spodobało. Najgorsze, że mąż też pod wpływem emocji podchwycił temat i teraz nie ma innego tematu, niż wybór pomiędzy Malwiną, a Mirosławą. Stwierdził, że w sumie to obydwa na „M”, równie ładne, a przynajmniej uczcilibyśmy pamięć o mamie. Przez tyle miesięcy nie było o tym mowy, a nagle zostaję postawiona przed ścianą. Jak się nie zgodzę, to znaczy, że nie szanuję teściowej.
Bardzo chętnie bym ją upamiętniła w ten sposób, ale co poradzę na to, że imię Mirosława nie do końca mi się podoba? Dla dojrzałej kobiety jest w porządku, ale na pewno nie jest współczesne. Kocham z całego serca moją Malwinkę, a teraz mam pokochać Mirosławę? Mirkę? Ani pełna forma, ani zdrobnienie do mnie nie przemawia. Próbuję to tłumaczyć mężowi, ale on kończy rozmowę w stylu „jak chcesz...”, chwilę pomilczy i znowu mnie zagaduje.
Przecież tu nie chodzi o jego mamę, ale o samo brzmienie tego imienia! Ostatnio zrobiłam głupotę i powiedziałam, że jeszcze się nad tym zastanowię. Tak naprawdę wcale tego nie chcę, ale nie wiem jak postąpić. Mam ulec?
Weronika