Pewnie część z Was znajduje się w podobnej do mnie sytuacji, inne mają to już za sobą. Właśnie mam za sobą ostatnie egzaminy maturalne, a teraz czekają mnie ponad 4-miesięczne wakacje. Brzmi świetnie? Nie dla mnie. Zawsze zazdrościłam ludziom, którzy od zawsze mieli jakiś cel w życiu, do którego dążyli: medycyna, architektura, prawo... Ja nie miałam takich marzeń. Myślałam wtedy, że jakoś to będzie i w pewnym momencie w końcu odnajdę swój cel w życiu. Teraz, kiedy zostały mi niecałe dwa miesiące na podjęcie decyzji, jestem przerażona.
To nie jest tak, że siedziałam z założonymi rękami i dopiero się obudziłam. Od początku liceum praktycznie co tydzień przeglądałam fora i strony uczelni z nadzieją, że w końcu pewnego dnia trafię na swój wymarzony kierunek. Pocieszałam się, że przecież mam jeszcze 3 lata na podjęcie decyzji, najważniejsze, żeby dobrze zdać maturę, później się pomyśli co dalej. I w ten oto sposób pozostał mi miesiąc czasu na podjęcie decyzji o swojej przyszłości, a konkretów brak.
Skończyłam klasę matematyczną, ale nigdy nie miałam problemów z innymi przedmiotami. Jeśli miałabym wybierać kierunek studiów patrząc na profil, oczywiście jednoznacznie wskazałabym uczelnię techniczną. Racjonalnie myśląc, studia niemal gwarantujące pracę. Jest jedno ale: nie wiem, na ile wybór takich studiów byłby moją decyzją, a na ile podążaniem za wszelką cenę za stabilizacją.
Patrząc na realia Polski mam wrażenie, że tu nie ma miejsca na marzenia. Kiedy czytam na różnych portalach porady, przede wszystkim piszą, żeby przy wyborze studiów kierować się zainteresowaniami. No okej, ale czy te zainteresowania pomogą mi zarobić na chleb, skoro większość osób kończących studia na kierunkach społecznych czy humanistycznych nie znajduje pracy? Kiedy tylko wspominam komuś o tym, że bardziej bardziej interesowałyby mnie studia na kierunku społecznym, puka się w czoło i mówi, że taką decyzją mogę tylko zmarnować sobie życie.
Nigdy nie miałam problemów z matematyką czy fizyką, co nie oznacza jednak, że nauka tego drugiego przedmiotu sprawia mi przyjemność. Może lepiej jednak zacisnąć zęby i przetrwać studia, mając przy tym gwarancję dobrej pracy? Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Za kilka lat mogłabym żałować wyboru mało przyszłościowego kierunku studiów i tego, że nie postawiłam sobie wyżej poprzeczki. Bardzo proszę o jakiekolwiek wskazówki, bo aktualnie jestem w kropce.
Z góry dziękuję,
Magda