Mam 21 lat i studiuję zaocznie. Nie dostałam się na studia państwowe, więc trzeba było coś robić. Wybrałam sobie uczelnię i kierunek, który mnie interesuje, tyle że muszę za to wszystko płacić. Pierwszy rok był kiepski, bo czułam się jak pasożyt. Nie mogłam znaleźć żadnej stałej pracy i rodzice, nie dość, że mnie utrzymywali, to jeszcze płacili za szkołę. To się na szczęście zmieniło.
Dalej z nimi mieszkam i o nic nie muszę się martwić, ale przynajmniej płacę za studia, wieczorne wyjścia, swój telefon i takie tam. Niczego więcej ode mnie nie chcieli, więc się nie narzucam. Staram się coś tam oszczędzić, unikam kupowania głupot, ale wiadomo jak jest... Ostatnio dostałam sporą podwyżkę i zarabiam już naprawdę dobrze. Mama wypytuje, ile zarabiam, ale jakoś nie bardzo chcę jej powiedzieć.
Z jednej strony to powód do dumy, bo mało kto w moim wieku zarabia tak dobrze, ale jest drugie dno. Boję się, że jak powiem otwarcie, to ona wyskoczy z całą listą niezbędnych zakupów, a na dodatek podzieli rachunki – my płacimy te, ty tamte. Może i byłoby to sprawiedliwe, ale czy ja naprawdę muszę ponosić takie same koszty, jak oni? Chciałabym oszczędzić na jakieś wakacje i mieć na inne rzeczy.
Rozumiem, że jeśli zarabiam, to mogę ich jakoś odciążyć, ale myślę, że płacenie za swoją szkołę, ubrania, kosmetyki, przyjemności, często za jedzenie – wystarczy. Ale znam swoją mamę i wiem jak może do tego podejść. Zaraz powie, że jeśli mnie stać, to powinnam się dokładać do wszystkiego. Kiedy zarabiałam 1500 zł, to nic ode mnie nie chciała, ale teraz... Sama nie wiem.
Chyba nie chcę, żeby rodzice wiedzieli dokładnie ile mam na koncie, bo niby dlaczego powinni? Czy ja im zaglądam do portfela? Super, że mi pomagali, kiedy było trzeba, ale w końcu są rodzicami. Dziecko chyba nie powinno ponosić takich kosztów. Nie mam wyrzutów sumienia, ale ona się ciągle dopytuje. Mówi, że powinniśmy być ze sobą szczerzy i dziwi się, że to taka tajemnica.
Naprawdę nie wiem, jak z nią rozmawiać... Pewnie nazwie mnie pasożytem. Będzie miała rację?
Paulina