Mam mały problem. Nie ze sobą, ale rodzicami. Zacznę od tego, że od kilku lat jestem zdeklarowaną ateistką. Powiedziałam o tym otwarcie i nikt się za bardzo nie czepiał. Pewnie dlatego, że moja rodzina też nie jest jakaś wierząca. Praktykują tylko wtedy, kiedy wypada, czyli spowiedź na Wielkanoc, msze kilka razy w roku, ksiądz po kolędzie i tyle. Wydaje mi się, że większość Polaków tak do tego podchodzi. Mnie to strasznie denerwuje! Albo jest się katolikiem, albo nie. Po co się bawić w takie gierki.
Ja świadomie zdecydowałam o tym, że kończę zabawę z jakąkolwiek religią. Dosyć księży, kościołów, modlitw, świętych obrazków. Skoro uznaję, że nie ma Boga, to nie ma dla niego miejsca w moim życiu. Niektórzy się śmieją, że to tylko taki bunt i jak będę potrzebowała pomocy, to pierwsza padnę na kolana. Bzdura, ale mniejsza z tym. To jest moja prywatna sprawa, a niektórzy próbują to zmienić. Teraz dostałam rozkaz uczestniczenia w komunii kuzynki.
Rozumiem, że to taki zwyczaj, ale ja sobie obiecałam, że nie pojawię się w kościele z własnej woli. Nie tylko na mszy, ale na takich dziwnych uroczystościach też. Mogę czekać przed budynkiem, albo przyjść po wszystkim. Tak samo postąpię w przypadku każdego ślubu kościelnego w rodzinie. Uznaję to za zniewolenie i nie widzę sensu przysięgania przed księdzem. Nie akceptuję, więc nie chcę na to patrzeć. Mam do tego prawo? Mam. Tak jakby, bo rodzice twierdzą, że mi to prawo odbiorą...
Ich zdaniem nie muszę wstawać, śpiewać pieśni, odpowiadać księdzu, ale wystarczy, że będę w kościele. Ja nie chcę! Czy tak trudno zrozumieć, że uznaję religię za szkodliwą i nie chcę patrzeć, jak inni dają sobie prać mózgi? Mojej kuzynce będzie wszystko jedno, bo i tak będzie przejęta sobą. Na przyjęcie chętnie przyjdę.
Ja podchodzę do tego tak, że jeśli odbywa się sakrament i ludzie się gromadzą, to znaczy, że to popierają i akceptują. Ja katolickich zwyczajów nie popieram, więc nie mam zamiaru w nich uczestniczyć. Może jestem młoda, ale mam swój rozum i swoje zdanie. Będę go bronić.
Usłyszałam, że nie mogę tak sobie wybierać. Albo będę w kościele i na przyjęciu, albo mam się nigdzie nie pokazywać! I powiedziała mi to matka. Ja nie bojkotuję spotkania rodzinnego, ale zwyczaj religijny. Czy tak trudno to zrozumieć?
Tak mnie zastraszyli, że nawet zaczęłam się nad tym zastanawiać. Ale ja naprawdę nie chcę tam pójść.
Ewelina