Postanowiłam wziąć się za siebie i zacząć chodzić na randki. Jestem ostatnią wolną dziewczyną wśród znajomych i już mnie to męczy. Raz poszłam zupełnie na ślepo, ale koleżanka umówiła mnie ze strasznym nudziarzem. Zraziłam się i w najmniej oczekiwanym momencie spotkałam Roberta. Nieśmiały, ale przystojny, wydawał się inteligentny i ogólnie mój typ. Poznałam go na uczelni. Jakoś się przemógł i po kolejnej rozmowie na korytarzu sam mnie zaprosił na wieczór. Poszłam, bo trzeba wszystkiego próbować.
Nie miałam żadnych nadziei w związku z nim. Liczyłam na miły czas razem i poznanie go lepiej. Sprawiał bardzo dobre wrażenie, więc zwyczajnie miałam na to ochotę. Na początku było wspaniale. Szybko się otworzył, umierałam ze śmiechu, jak coś opowiadał. Tak, jakbyśmy się znali od 100 lat. Najpierw knajpka, potem klub, zabawa do późna. Fajny, sensowny i opiekuńczy chłopak. Zaczęłam wierzyć, że wreszcie się udało.
Niestety pozwoliłam mu, aby odwiózł mnie do domu taksówką i potem odprowadził do drzwi. Gdybym wiedziała, jak to się skończy, to zatrzasnęłabym szybko drzwi auta i nie pozwoliła na nic więcej. Po alkoholu robię się bardzo czuła, on nie protestował, więc chciałam sprowokować pocałunek. Nie zdążyłam się zbliżyć, a on zaczął pociągać nosem, zrobił się czerwony i wybuchł płaczem. Myślałam, że umrę ze wstydu. Jeszcze żaden nie ryczał na myśl o tym, że chcę go pocałować.
Chwilę szlochał, otarł oczy, złapał mnie za ręce i przeprosił. Powiedział, że to z emocji, bo nie wierzył, że takie dziewczyny jeszcze istnieją. Dawno z nikim się nie spotykał, a tu mu się trafił ideał. Nigdy nie usłyszałam tylu komplementów w tak krótkim czasie. To było urocze, ale w sumie to bardziej kłopotliwe. Myślałam, że to facet, a rozkleił się jak baba.
Nie za bardzo wiem, co ja mam o tym wszystkim myśleć. Nadal go bardzo lubię i gdyby nie ta sytuacja, sama bym zabiegała o kolejne spotkanie. A teraz jest tak, że on się wstydzi, bo uważa, że zrobił z siebie idiotę, a ja nie jestem pewna, czy to naprawdę chłopak dla mnie. Jeśli on płacze z byle powodu, to nie wiem jak jest z jego zaradnością. Wolałabym, żeby w związku to facet był silniejszą stroną. Także... Zgłupiałam.
Przez chwilę samej mi się chciało płakać. Wzruszyłam się jego wzruszeniem. A potem nagłe otrzeźwienie, że coś tu jest nie tak. W życiu nie byłam w takiej sytuacji. Wątpię, żeby ktoś inny był...
Podzielcie się swoim zdaniem na ten temat. Dałybyście komuś takiemu szansę?
Dagmara