Mam 29 lat, może nie jestem jeszcze stara, ale czas strasznie szybko ucieka. Jest coraz więcej rzeczy, na które jest za późno. Boję się, że tak samo będzie z dzieckiem. Marzę o całej gromadce, a nie mam nawet jednego. Udany związek jest, zdrowie dopisuje, a możliwości brak. Pewnie nie jestem w tym osamotniona, ale mam opory, żeby spróbować. Kojarzy mi się to z nieodpowiedzialnością, a ja lubię mieć wszystko zaplanowane.
Tak naprawdę nigdy nie czułam, że jestem na to gotowa. Psychicznie na pewno, ale cała reszta leży... Z mężem wynajmujemy mieszkanie, bo na własne nas nie stać. Skąd wziąć kilkaset tysięcy? Chyba nie z naszych pensji. Zdarzyło się, że zarabialiśmy razem 4 tys., a teraz ledwo wyciągamy 3. Dużo? Nie w mieście. Połowa idzie na opłaty. Trudno coś odłożyć.
Nie mam praktycznie żadnej stabilizacji. Nie wiem, co wydarzy się jutro, bo mąż pracuje na umowie śmieciowej.
Teraz jakoś sobie radzimy we dwójkę, ale gdyby miało się pojawić dziecko, to czarno to widzę. Nie jestem pesymistką, ale realistką. Co się stanie, jeśli urodzę, męża zwolnią z dnia na dzień, albo ja stracę pracę? Nie będzie nas stać na mieszkanie, a nawet nie mielibyśmy gdzie szukać ratunku. Czy warto narażać dziecko na takie ryzyko? To mnie dobija. Mam w sobie tyle miłości, której nie potrafię spożytkować.
Z drugiej strony wiem, że inni mają gorzej i jakoś powiększają rodziny. Tylko ja nie potrafiłabym żyć tak byle jak... Chciałabym dać dziecku wszystko, co najlepsze, a o to byłoby trudno. Nie potrafię zrozumieć ludzi, którzy decydują się na potomstwo bez przemyślenia tego tematu. Potem się dziwić, skąd tyle rodzin, które ledwo wiążą koniec z końcem.
A może przestać być taką odpowiedzialną i spełnić swoje marzenie?
Często wyobrażam sobie, jakby to było. Ciąża, cud narodzin, potem wiele trudnych, ale cudownych chwil. Tego nikt nie mógłby mi odebrać. Tymczasem sama to sobie odbieram... Nie wiem, czy przesadnie się tym wszystkim nie przejmuję. Szczerze mówiąc, znam wielu rodziców i wszyscy jakoś dali radę, nawet jeśli najpierw było krucho z kasą.
Ale to nadal ryzyko, w którym najbardziej może ucierpieć niewinne dziecko...
Jak Wy się do tego odnosicie? Można w takiej sprawie pójść po prostu na żywioł i wierzyć, że wszystko się uda? Pragnę dziecka, jak niczego nie świecie, ale nie potrafię podjąć tej decyzji z czystym sumieniem.
Wiktoria