Miałam pecha i urodziłam się ruda. W sumie, to rodzice też mieli pecha, bo na pewno woleliby normalną brunetkę albo blondynkę, a nie coś takiego. Mam włosy w kolorze marchewki, bladą skórę i mnóstwo piegów. Nie da się ukryć, kim jestem. Powoli zaczyna mnie to męczyć, ale nie wiem, co mogę z tym zrobić. Myślałam nad zafarbowaniem się na coś o wiele ciemniejszego, ale czy to się nie mija z celem? Swojej rudości przecież nie ukryję...
Boję się, że jak zrobię sobie prawie czarne włosy, to zaraz wyjdą odrosty. Nie mówiąc o rudych brwiach, rzęsach i cerze. Wszystko można przemalować, ale nie wiem czy starczy mi cierpliwości. Ostatnio usłyszałam, że nie ma nic gorszego, niż rudzielec w ukryciu. Bo niby wygląda inaczej, a i tak każdy wie, jaki jest naprawdę. Przejmuję się, wiem, że przesadzam, ale potrzebuję pomocy w tej sprawie.
Co o tym myślicie, żeby się jednak zafarbować? Pewnie wiecie, jak wyglądają rudzi. To nie tylko włosy na głowie, ale ogólnie to widać. Po karnacji, piegach, brwiach. Jestem blada jak śmierć i nawet opalanie nic nie daje. Robię się na chwilę czerwona. Do tego prawie czarne włosy... Mnie się podobają i chciałabym zaryzykować. Będzie kiepsko, jak wyjdzie tragicznie i nic już z tym nie zrobię.
Dlatego proszę o radę rudzielców i znających takich ludzi, bo nie wiem. A jak już, to poradźcie, czy mogę się sama zafarbować i czy mi to wyjdzie taką normalną farbą. Fryzjerzy strasznie dużo biorą.
Pomocy!
Elwira