Kiedy wpada nam w oko fajny facet, chcemy zrobić na nim jak najlepsze wrażenie. To dlatego dwoimy się i troimy, aby ładnie wyglądać, poprawnie się wysławiać i mówić w interesujący sposób. Nie zawsze efekty tych starań przynoszą zadowalający rezultat. Czasami – jak to w życiu bywa – jest tragiczny.
Nie ma na świecie osoby, która pod jakimś względem nie poniosła w życiu porażki, ale te uczuciowe bolą najbardziej. Doskonale wiedzą o tym dziewczyny, które zgodziły nam się opowiedzieć, w jaki sposób ośmieszyły się przed mężczyznami. Nasze rozmówczynie przekonują, że strata była podwójna. Po pierwsze musiały pożegnać się z marzeniami o przystojniakach, a poza tym zmagały się ze wstydem.
Oto ich historie.
- Ja i Kamil studiowaliśmy na jednej uczelni, a poza tym mieliśmy wspólnych znajomych. On podobał mi się od dawna, więc kiedy dowiedziałam się, że będzie na tej samej imprezie, postanowiłam zrobić na nim piorunujące wrażenie. Kupiłam nową sukienkę i poprosiłam siostrę, żeby mnie uczesała. Byłam bardzo zadowolona z efektu. Przygotowałam też sobie kilka zabawnych kawałów i ćwiczyłam ich opowiadanie. Wiem, że dla niektórych to może być żenujące, ale jestem raczej nieśmiała i nie lubię być w centrum uwagi. Każde publiczne wystąpienie wiąże się u mnie z ogromnym stresem. Nie inaczej było w tym przypadku.
Zobacz także: Damskie ciuchy, których faceci nienawidzą
Fot. iStock.com
Kamil podszedł do mnie na imprezie, a ja byłam oczywiście wniebowzięta. Niestety dało się wyczuć sztuczność w jego głosie, gdy śmiał się z mojego dowcipu. Byłam już tak zdesperowana, że ciągle dolewałam sobie do kieliszka i sama nie wiem kiedy, upiłam się. Skończyło się na tym, że poprosiłam go, aby odprowadził mnie do mieszkania. Zgodził się i wyszliśmy. Po drodze urwał mi się film i pamiętam tylko jakieś migawki. Wyobrażam sobie, ze gadałam różne głupoty, ale nie to było najgorsze. Kiedy stanęliśmy przed drzwiami wynajmowanego przeze mnie mieszkania, rzuciłam mu się na szyję i chyba próbowałam pocałować. Dokładnie nie pamiętam, bo alkohol nieźle uderzył mi do głowy.
Pamiętam tylko, że próbowałam namówić go, aby został ze mną na noc. Współlokatorki nie było. On nie przystał na propozycję. Rano obudziłam się z kacem i moralniakiem. Popłakałam się, gdy przypomniałam sobie, co wyprawiałam. Najgorsze jest to, że mam też dziury w pamięci i nie wiem, do czego się dopuściłam. Następnego dnia wysłałam Kamilowi SMS-a. Przeprosiłam go i spytałam co u niego. Nie odpisał i od tamtej pory zawzięcie mnie unika.
- Zawsze lubiłam robić sobie zdjęcia. Nie dlatego, że jestem piękna czy fotogeniczna. Po prostu miałam z tego frajdę. Poza tym czasami mam ochotę pośmiać się sama z siebie. Przyjaźnię się z dziewczyną, która jest podobna do mnie. To może zabrzmi głupio, ale czasami robimy śmieszne sesje zdjęciowe. Np. na niektórych zdjęciach mam pupę wypchaną poduszką, krzywo pomalowane usta i zeza. Zawsze miałyśmy z nich ubaw z Sylwią. Niestety to przez nie straciłam faceta...
Fot. iStock.com
Na Tinderze poznałam fajnego Włocha. Rozmawialiśmy przez kilka dni i świetnie się dogadywaliśmy. Okazało się nawet, że on także jest pasjonatem fotografii. Oczywiście u niego na pewno wyglądało to inaczej niż w moim przypadku, ale co tam... Giuli często wysyłał mi zdjęcia. Np. swojego motoru itd. Ja mam niewiele ładnych zdjęć i raczej nie pstrykam fotek na co dzień, więc nic mu nie wysyłałam. Tym bardziej, że większość miałam udostępnione na Facebooku. W końcu poprosił, żebym coś wysłała. Ja odesłałam go na swój facebookowy profil, a wtedy wyznał, że chodzi mu o prywatne zdjęcie, którego nikt inny nie ma i nie widział. Widocznie Włosi faktycznie mają coś z zaborczością wobec kobiet. W każdym razie zrobiłam sobie ładne zdjęcie i wysłałam. Niestety potem przypadkiem dotknęłam palcem także jedno z tych koszmarnych zdjęć, które robiłam dla jaj... Taki urok telefonów dotykowych, że zdjęcie zostało wysłane do mojego Włocha. Wystarczyła nieuwaga. Więcej się nie odezwał.
- Nie należę do aktywnych osób, oj nie... Typowy ze mnie kanapowiec. Konsekwencje takiego trybu życia objawiły się u mnie pod postacią cellulitu i grubych nóg, ale zawsze konsekwentnie je kamuflowałam. Nie pokazywałam się w krótkich spodenkach, krótkich spódniczkach i sukienkach krótszych niż do kolan. Zawsze sobie obiecywałam, że „niedługo” się za siebie wezmę. „Niedługo” nie nadeszło do tej pory, ale kto wie, może coś się zmieni. Wszystko za sprawą akcji z facetem, której nigdy nie zapomnę.
Zobacz także: Ta ślicznotka przez pomyłkę umówiła się z 89-latkiem! Nie uwierzysz, jak niemoralną propozycję jej złożył...
Fot. iStock.com
Bartka poznałam na domówce u znajomej. Oboje przypadliśmy sobie do gustu. Niestety Bartek był moim przeciwieństwem. Uwielbiał sport i nawet reprezentował swoją uczelnię w rozgrywkach piłki nożnej. Oprócz tego uczęszczał na siłownię. Dbał też o zdrowie odżywianie. Nawet alkoholu nie pił. Jak to usłyszałam, bardzo się zawstydziłam i od razu zaczęłam opowiadać, że ja również uwielbiam sport, codziennie chodzę na siłownię oraz biegam. Ostatnio ćwiczyłam w szkole podstawowej, a potem „jechałam” na zwolnieniach, ale co on mógł o tym wiedzieć. Obiecałam sobie wtedy, że choćby dla niego muszę zacząć ćwiczyć. Bartek był zachwycony tym, co mówiłam, zwłaszcza, gdy dodałam, że od kilku lat nie jem chipsów, a na czekoladę nawet nie spojrzę. Powiedział, że kiedyś musimy razem iść na siłownię. Ta wizja przeraziła mnie, więc gdy zaczęliśmy się spotykać skłamałam, że mam kontuzję i muszę przerwać treningi. Bartek był zasmucony i pocieszał mnie.
Któregoś pięknego dnia, a dokładnie w sobotę, wybrałam się do sklepu osiedlowego po swój weekendowy zapas żywności: chipsy, batoniki i colę. Bez nich nie obejrzę żadnego filmu. W sobotę oglądanie i jedzenie to moja tradycja. Z Bartkiem widziałam się poprzedniego dnia i mówił, że w sobotę ma trening, więc się nie spotkamy. Gdy wychodziłam po jedzenie, wyjątkowo założyłam krótkie spodenki, bo większość rzeczy była brudna i leżała w koszu na pranie.
Jakie było moje zdziwienie, gdy w sklepie natknęłam się na Bartka. Stałam przy półce z chipsami, a w koszyku miałam już batoniki. Nagle usłyszałam „cześć”. Zamarłam, bo rozpoznałam ten głos. Bartek obrzucił moje nogi wymownym spojrzeniem (mam okropny cellulit), a potem zerknął do koszyka i zapytał: „Na pewno lubisz sport?”. Stałam przed nim i nie wiedziałam co powiedzieć, a on po prostu odszedł. Tego samego dnia dostałam SMS-a, że chciał mi zrobić niespodziankę i wpaść z prowiantem, bo odwołali mu trening. Napisał też, że mój cellulit i tak jest lepszy niż wszystkie kłamstwa, które mu opowiedziałam.