Faceci często mówią o kobietach, że są materialistkami, ponieważ szukają partnerów z wypchanym portfelem. Odrzucają zaloty tych, którym się kiepsko powodzi i porzucają partnerów, którzy po kilku latach bycia razem nie stają na nogi. Kobiet, które w ogóle nie patrzą na zarobki, jest niewiele. Zwłaszcza w grupie wiekowej 25-35. Potwierdzają to wypowiedzi na forach internetowych.
„Zaleca się do mnie biedny, niezaradny facet. Dać mu szansę? Mam już swoje lata...”
„Kiedy miałam 20 lat, związałam się z facetem biednym jak mysz kościelna i było mi obojętne, ile ma pieniędzy. Z czasem zaczął zarabiać i to bardzo dobrze, ale rozstaliśmy się, bo oboje poznaliśmy kogoś innego. Teraz mam 28 lat i szczerze powiedziawszy nie wyobrażam sobie związku z bardzo biednym mężczyzną. Nie dlatego, że jestem materialistką. Marzę o założeniu rodziny. Z pensją ponieżej 2 tys. zł w dużym mieście nie da się godnie żyć. Chyba, że ktoś ma swoje własne mieszkanie. Ale nawet wtedy perspektywy są średnie, gdy na świecie pojawiają się dzieci” – pisze anonimowa internautka. „Nie dziwię się, że niektórzy faceci nie mogą znaleźć sobie dziewczyny. Nie chce im się uczyć i pracować, więc są biedni. Kobiety w pewnym wieku na to patrzą, ponieważ chcą się ustatkować. Jakie perspektywy mają tacy faceci? Raczej żadne, o ile nie wezmą się w garść. Mądra kobieta nie zwróci na takiego uwagi i nie ma co nazywać ją materialistką. Przecież nie będzie utrzymywać biedaka” – dodaje kolejna.
Szymon uważa takie opinie za krzywdzące. Zarabia około 1,5 tys. zł na rękę miesięcznie. Kiedy kobiety się o tym dowiadują, nie chcą się z nim spotykać. On uważa, że są zbyt wymagające. Po tym, jak ostatnio odrzuciła go dziewczyna, postanowił napisać maila do naszej redakcji.
Fot. unsplash.com
- Mam 31 lat, mieszkam w Warszawie i zarabiam trochę ponad 1,5 zł miesięcznie. Pracuję w firmie transportowej. 900 zł wydaję na wynajęcie pokoju i opłatę rachunków. Kolejne 100 zł wydaję na przejazd. 350 zł przeznaczam na jedzenie. Za resztę opłacam rachunek za telefon i kupuję środki czystości. Nie zostaje mi prawie nic. Czasami odłożę 50-70 zł, ale przeważnie żyję od miesiąca do miesiąca.
Nie mam samochodu, nie stać mnie na kino, koncerty i wyjazdy zagraniczne. O kredycie na mieszkanie nawet nie wspomnę. Gdybym nagle zachorował, nie miałbym na prywatną wizytę u lekarza. U dentysty też dawno nie byłem.
Nie uważam, abym był winny temu stanu. Mnóstwo Polaków tak żyje. Ci, którym powodzi się lepiej, dostali mieszkania od rodziców albo odziedziczyli je. Skończyłem studia, uczciwie pracuję. Nie mam sobie nic do zarzucenia.
Szymon skarży się na dziewczyny, które poznaje. Twierdzi, że za bardzo patrzą na pieniądze.
- One oczekują faceta, który dobrze zarabia. Gdy zaczynają orientować się, że jestem biedny, już nie chcą się ze mną spotykać. Nagle przestają odpisywać na SMS-y albo mówią, że szukają kogoś innego. Ta zmiana postawy na początku mnie dziwiła. Teraz wiem, o co im chodzi: o kasę. Jestem dla nich zbyt biedny.
Fot. unsplash.com
Przeważnie robię im test. Nie zdradzam im od razu, na jakim stanowisku pracuję ani ile zarabiam. Nie mówię, gdzie robię zakupy. Na randki zabieram w takie miejsca, gdzie prawie nie trzeba wydawać pieniędzy. Wiele z nich jest mną zainteresowanych, co widać gołym okiem. Wiem, że nieźle wyglądam, jestem kulturalny i inteligentny. Po pewnym czasie przyznaję, że robię zakupy w dyskoncie. Opowiadam, jak się cieszę, że udało mi się kupić koszulkę za 10 zł albo film na DVD za 3 zł. Zwierzam się, że gdy w jakimś markecie robią duże przeceny, robię duże zaopatrzenie. Wtedy rzednie im mina. Dzień później znikają z zasięgu. Nawet takie panny, które same zarabiają poniżej 2 tys. zł. Czy to nie hipokryzja?
LIST: „Zarabiam 2500 zł i dla mnie to wegetacja. Nie wiem jak można godnie żyć z taką pensją!”
Mężczyzna opowiada, że kilka tygodni temu poznał fajną dziewczynę. Była ładna i zaradna. Wiązał z nią nadzieje, ale ona szczerze powiedziała mu, że nie zwiąże się z biednym facetem bez ambicji. To właśnie kosz od niej sprawił, że zdecydował się na opisanie swoich zmagań na łamach kobiecego portalu. Szymon czuje się pokrzywdzony.
- Myślałem, że ona jest inna, ale patrzy na zarobki tak samo jak wszystkie napotkane przeze mnie kobiety. Ma tylko plusa za szczerość. Podczas ostatniego spotkania zapytała mnie, czy naprawdę nie stać mnie na kino. Zaproponowała mi, żebyśmy wreszcie poszli do restauracji czy kina, ponieważ spacery i kino na świeżym powietrzu już jej się przejadły. Wtedy przyznałem, że nie mam kasy. Była bardzo zdziwiona.
Fot. unsplash.com
To było dla mnie niezwykle przykre doświadczenie. Powiedziałem jej, że nie stać mnie na samochód, a kino uważam za fanaberię. Dowiedziała się, że nie mam prawie żadnych oszczędności i kupuję najtańsze jedzenie w dyskontach. Na koniec zapytałem, czy jej to przeszkadza, a ona odrzekła, że tak.
Powiedziała, że ona szuka tylko ambitnych facetów, bo z innymi nie da się założyć rodziny. Sama zarabia 3,5 tys. zł netto. Była bardzo szczera. Jej zdaniem nie mam szans na znalezienie kobiety, skoro nie stać mnie nawet na bilety do kina w dni, kiedy są promocje. Doradziła, abym wziął się za siebie.
Ze spotkania wróciłem załamany. Przecież skończyłem studia i mam pracę. Jestem uczciwym facetem. To wina polskich realiów, a nie moja. W każdej pracy powinno się zarabiać godnie. W innych krajach w Europie tak jest.
Nie pójdę na drugie studia i nie będę się szkolił. Z pracy wracam o 17.00 i jestem zmęczony. Zanim coś zjem i posprzątam, jest 19.00. Chcę trochę odpocząć i normalnie żyć, a nie harować jak robot.
Nie rozumiem kobiet. Przecież we dwoje żyje się łatwiej. Koszty są dzielone na pół. Za kilkanaście lat może byłoby nas stać na kredyt na małe mieszkanie. Dlaczego skreślacie facetów, którzy mało zarabiają? Nie pytałbym, gdyby przytrafiło mi się to raz, ale od trzech lat odrzucają mnie wszystkie kobiety.