W zeszłym tygodniu „Gazeta Wyborcza” opublikowała wywiad z prof. Józefem Baniakiem na temat duchowieństwa w Polsce. Z jego badań wynika, że ponad połowa księży ma na koncie przygody z kobietami lub żyje w stałych związkach. Co więcej, ich przełożeni przymykają na to oko, a nawet dają przyzwolenie, jedynym warunkiem jest to, żeby sprawa się nie rozniosła. Dopóki jest tajemnicą, jest OK.
Idąc tym tropem, dziennikarka „Polski” przeprowadziła wywiad z księdzem Wojciechem.
„Wysoki, zwalisty brunet w dżinsach, bez koloratki. Dłonie ma szerokie, kanciaste, okrągłą twarz, ostre spojrzenie. Mieszka na Pomorzu. Trzydziestopięciolatek, używa młodzieżowego języka: "kumać", "wyluzuj". Często mówi też "kuźwa", a seks z kobietą określa "puknięciem".”
Opowiedział o swoich przygodach, miłości, podejściu do seksu. Kilka lat temu zakochał się w studentce, na punkcie której, jak to określił, oszalał. Postanowił zrezygnować z kapłaństwa, udał się w tej sprawie do biskupa. Hierarcha zaproponował mu inne wyjście. Zamiast zrzucenia sutanny dał mu czas na przemyślenie sprawy i oddelegował na studia. W praktyce oznaczało to, że ksiądz Wojciech zamieszkał ze studentką. Kupił jej mieszkanie, samochód. Na koniec wrócił do Kościoła z pustymi kieszeniami.
„Zainwestowałem w nią pieniądze, uczucia, wszystko. Wróciłem na plebanię goły jak święty turecki. Ogarnęła mnie gorączka seksualna. Jedna, druga, trzecia kobieta. Nie masz pojęcia, ile kobiet chce spróbować seksu z duchownym!”
Swoje partnerki poznaje w Internecie. Nie umawia się z parafiankami, aby uniknąć plotek. Z jego informacji wynika, że wielu księży praktykuje taki sposób poznawania kobiet. „Polska”, na potwierdzenie słów księdza Wojciecha, przytacza historię księdza Wieńczysława, byłego proboszcza w Janikach. Przed sądem toczy się właśnie sprawa o uznanie go za ojca dziecka. Mają być przeprowadzone badania DNA. Jeśli potwierdzą, że ksiądz jest ojcem, zasądzone będą alimenty.
Z informacji, do jakich dotarł dziennik, wynika, że część parafii ma specjalne fundusze alimentacyjne. Ponieważ wielu księży musi płacić na dzieci, których są ojcami.
Kościół nie po raz pierwszy i nie ostatni pokazuje swoją hipokryzję. To tyczy się głównie hierarchów, którzy w imię zachowania dobrego imienia wolą kłamać lub nie widzieć patologii. Podczas gdy zwykłych ludzi lubią przy każdej okazji nazywać grzesznikami, których czeka sąd boży.