Kiedyś nazywane starymi pannami bez żadnych perspektyw. Niechciane, odrzucone, wewnętrznie rozdarte i przerażone niepewną przyszłością. Dzisiaj – singielkami, które wcale nie są samotne, ale po prostu niezależnie. Potrafią cieszyć się życiem i z własnej woli nie myślą o założeniu rodziny. Kilkanaście lat temu musiały się tego wstydzić, współcześnie – mogą być z tego dumne. Obraz samotnej i bezdzietnej kobiety zmienia się na naszych oczach. Na Zachodzie ich postawę nie tylko się akceptuje, ale wręcz gloryfikuje. W Polsce – bywają wytykane palcami, ale nie wzbudzają już sensacji.
„Newsweek” postanowił przyjrzeć się rodzimym singielkom. Okazuje się, że wciąż żywy jest stereotyp Matki Polki. Trudno być spełnioną kobietą bez męża i dzieci – myśli większość z nas. Ciężko zrozumieć, że atrakcyjna 20- czy 30-latka świadomie decyduje się na życie w pojedynkę. Tym bardziej nie mieści nam się w głowach, że może być przy tym szczęśliwa, przebojowa i spełniona. One mimo wszystko próbują.
- Mamy bardzo konserwatywne społeczeństwo. Role kobiet i mężczyzn są z góry określone i jest bardzo duży nacisk na to, by nie wyjść z roli. Jeśli mówi się kobiecie: musisz dorosnąć, to oznacza, że powinnaś być dobrą żoną, matką – twierdzi dr Rafał Jaros cytowany przez tygodnik. Równocześnie zaznacza, że „kilka dekad temu kobieta po trzydziestce miała bardzo wąski wybór tego, co jej przystoi, jak powinna się ubierać, zachowywać. Teraz ma wybór nieograniczony”. Czy rzeczywiście tak jest?
Zaledwie kilkanaście lat temu zdecydowana większość Polek wyznawała zasadę, że spełnienie można osiągnąć wyłącznie poprzez udane życie rodzinne. Męża i dzieci nie miało tylko kilka procent dorosłych kobiet. Zazwyczaj nie był to świadomy wybór, ale tak ułożyło się ich życie. Dzisiaj wygląda to już zupełnie inaczej. W 2013 roku badanie CBOS potwierdziło zachodzące w naszym myśleniu zmiany. Spośród bezdzietnych ankietowanych tylko połowa zamierzała mieć dzieci w przyszłości. Równie duża grupa nie tylko nie marzy o powiększeniu rodziny, ale jest wręcz przekonana, że wcale tego nie potrzebuje. Małżeństwa także.
Z czego to wynika? Najczęściej Polki wskazują na strach przed nieudanym małżeństwem, czemu nie należy się dziwić. Wśród młodych rodaków wskaźnik rozwodów wzrasta w zawrotnym tempie. Obawiamy się także spraw bardziej przyziemnych – nie mamy własnego mieszkania albo uznajemy, że na rodzinę nas zwyczajnie nie stać. Boimy się także utraty swobody i niezależności.
- Słyszę, że jestem egoistką, że powinnam już dorosnąć, wziąć ten ślub, pomyśleć o dziecku. Dociera to do mnie, ale nie osadza się. Nie zmienię nagle życia dlatego, że wywiera się na mnie presję. Niech sobie mówią, że jestem żeńską odmianą Piotrusia Pana, trudno. Życie jest tylko jedno. Nie chcę być sfrustrowana jak niektóre mamusie. Siedzą w pieluchach, mąż im wydziela pieniądze i czas. Znam takie przypadki – tłumaczy swoją postawę bohaterka reportażu „Newsweeka”.
„Aneta mieszka pod Warszawą z partnerem, z którym ślubu nie weźmie. Tak się umówili. Dziecko? Niewykluczone. Ale z pewnością nie teraz. Tak, jak żyją, jest idealnie: każdy ma swoje pieniądze, płaci za siebie. Gdy zbliża się weekend, telefon do znajomych: „Co robimy? Może ognisko?”. I robią ognisko. Albo idą razem do kina, restauracji. Ktoś rzuci, żeby jechać nad morze – jadą. Na Mazury – jeszcze chętniej. Jeśli uda się wygospodarować więcej czasu, to Grecja, Egipt. Ostatnio grupa się podzieliła, część chciała lecieć na Kubę, część do Miami – 90 procent znajomych Anety to ludzie wolni od obowiązków rodzinnych. Zarabiają, bawią się”- to kolejna historia polskiej singielki opisanej przez „Newsweek”.
Tygodnik przekonuje, że dorosłe Polki, które wcale nie marzą o mężu i dziecku, rzeczywiście mogą być zadowolone z siebie. Przytacza badanie prof. Stanisława Kowalika, który badał jakość życia Polek. Najszczęśliwsze są te po trzydziestce, które nie ulegają społecznym normom. Są niezależne, pewne siebie, nie mają poważniejszych zobowiązań.
Równocześnie „nie znoszą krytyki. Tak jak małe dzieci są przekonane, że świat kręci się wokół nich” - zauważa tygodnik. Czy warto więc je krytykować?