Aplikacje randkowe cieszą się coraz większą popularnością. Z założenia korzystanie z nich ma doprowadzić do odnalezienia bratniej duszy albo przynajmniej jednorazowego spotkania. W praktyce jednak różnie z tym bywa, o czym przekonał się chyba każdy użytkownik Tindera i tym podobnych narzędzi. Nie brakuje tam bajkopisarzy i martwych dusz, z którymi nie sposób się dogadać.
Zjawisko to zyskało ostatnio swoją nazwę. Czym dokładnie jest tajemniczo brzmiące „obligaswiping”? Jak informuje portal „Cosmopolitan”, to niekończące się zaczepianie i flirtowanie online bez rzeczywistej chęci poznania kogoś, a tym bardziej pójścia z nim na randkę. Nie wynika to zazwyczaj ze złej woli, ale zagubienia singli. Niektórzy odczuwają presję, by szukać miłości, choć tak naprawdę wcale tego nie chcą.
W efekcie instalują aplikację randkową, są w niej aktywni i niezobowiązująco flirtują, ale przeniesienie wirtualnej znajomości do realu w ogóle ich nie interesuje. Samotni czują się zobligowani, by przynajmniej udawać zainteresowanie płcią przeciwną.
Zobacz również: Faceci uwielbiają, kiedy na zdjęciu profilowym wyglądasz dokładnie TAK
fot. Unsplash
Jak czytamy w „Cosmo”, zazwyczaj scenariusz wygląda tak samo. Zdajesz sobie sprawę, że od dłuższego czasu jesteś singielką i chyba wypadałoby coś z tym zrobić. Odczuwasz wstyd, że wszyscy kogoś mają, a ty nadal spędzasz wieczory siedząc samotnie przez telewizorem i zajadając się chipsami. Instalujesz Tindera i akceptujesz wszystkich po kolei, czekając na ich reakcję.
Po chwili okazuje się, że masz sporo dopasowań, a kandydaci dobijają się w wiadomościach prywatnych. Wreszcie zdajesz sobie sprawę, że jednak wcale nikogo nie szukasz. Odpisujesz kilku natrętom i tracisz nadzieję, że wśród nich znajdzie się ktoś naprawdę interesujący. Ewentualnie pozwalasz sobie na krótki flirt, który do niczego nie prowadzi.
Ostatecznie dochodzisz do wniosku, że instalacja aplikacji była błędem, wszyscy jej użytkownicy są beznadziejni, dobrze czujesz się sama i usuwasz ją z telefonu. Do kolejnego razu.
Zobacz również: To z nią najprawdopodobniej zdradzi Cię Twój facet. Bardzo dobrze ją znasz
fot. Unsplash
Coś ci to przypomina? Cytowana przez cosmopolitan.com dr Nikki Goldstein, seksuolożka i ekspertka ds. związków, twierdzi, że to coraz częstsze zjawisko. W pewnym momencie dochodzimy do wniosku, że jesteśmy samotne nie dlatego, że cały świat sprzysiągł się przeciwko nam. Odpowiedzialność leży wyłącznie po naszej stronie. Zaczynamy czuć się winne, że widocznie niewystarczająco dobrze i konsekwentnie szukamy miłości.
Od samotności gorsze jest bowiem poczucie winy, że same sobie na nią zapracowałyśmy. Właśnie wtedy pojawia się pokusa, by spróbować szczęścia jeszcze raz. Najlepiej w aplikacji randkowej, bo w razie czego zawsze możemy się wycofać.
„Cosmo” porównuje to do mentalnej masturbacji. „Okej, przecież próbowałam! Teraz mogę sobie pozwolić na kolejne 3-4 tygodnie błogiej samotności”.
Zobacz również: To robią wszystkie kobiety, choć nigdy się do tego nie przyznają!
fot. Unsplash
- Nie wiedziałam, że tak to się nazywa, ale ciągle trafiam na takich chłopaków. Nie tylko dziewczyny tak robią. Najpierw niby dopasowanie, później wymiana wiadomości, dochodzi nawet do flirtu i po zabawie. Albo obiecuje spotkanie, do którego nigdy nie dochodzi albo od razu twierdzi, że nie jest na to gotowy. To irytujące, bo tracę czas na niedojrzałych mężczyzn, którzy nie wiedzą, czego tak naprawdę chcą - żali się Anna, użytkowniczka Tindera od niemal 2 lat.
„Obligaswiping” to nowy termin, ale samo zjawisko znane jest internetowym randkowiczom od dawna. Potwierdza to Paulina, której zdarzało się zachowywać w ten sposób.
- To kwestia impulsu. Budzisz się sama w łóżku i dochodzisz do wniosku, że przegrałaś życie. Wszyscy kogoś mają, a ty coraz bardziej pasujesz do opisu typowej starej panny. Instalujesz apkę, żeby stłumić wyrzuty sumienia. Wmówić samej sobie, że przecież się starasz, ale to faceci są beznadziejni. Nic z tego nie wynika, ale muszę przyznać, że działa uspokajająco - twierdzi.
Ty też masz to na sumieniu?