Dużo się ostatnio mówi o tym maratończyku, którzy przywiązał ciężarną sukę do bramy schroniska. Potępiam go i uważam, że zachował się naprawdę podle. Nie chodzi o to, że chciał oddać zwierzę, ale w jaki sposób to zrobił. W jednym przyznaję mu rację – od tego są przecież takie miejsca. Chociaż, powtarzam, nie tak się załatwia takie sprawy.
Jest we mnie trochę wyrozumiałości, bo sama się nad tym zastanawiam. Jestem w sytuacji praktycznie bez dobrego wyjścia. Mam starego psa, wielkie plany i czuję się uwiązana. Praktycznie nie mam wyboru i chyba będę musiała zrobić to samo, co ten biegacz. Tyle, że nie przywiążę czworonoga przed budynkiem i nie będę uciekała. Zrobię to otwarcie.
Muszę i chcę wyjechać. Nie mogę go ze sobą zabrać. To jest jedyne rozwiązanie w tym momencie.
Nie jestem nieczułym potworem. Chce mi się płakać, kiedy o tym pomyślę, ale nie widzę innego sposobu. Piesek jest stary, trzeba z nim wychodzić kilka razy dziennie na spacer, do tego częste wizyty u weterynarza. Lepiej na pewno nie będzie. Do tej pory się nim opiekowałam i było dobrze, ale wyjazd się zbliża, a problem pozostał.
Zabranie go ze sobą nie wchodzi w grę. Jadę na studia, bo wreszcie po licencjacie zdecydowałam się zrobić magisterkę. Mam też pracować. Wynajmę mieszkanie z dwiema innymi dziewczynami. Nie ma możliwości i warunków, żeby trzymać tam psa.
Zostawić go w domu? Odpada. Mieszkam tylko z mamą, która ma poważne problemy z kręgosłupem. Nie będzie z nim tak często wychodziła. Czasami nie może się podnieść z łóżka.
To straszne, ale stanęłam przed wyborem – nauka i kariera z jednej strony, pies z drugiej. Wiem, co chcę wybrać i prawie na pewno to zrobię. Tylko nie wiem co z najważniejszym – pieskiem, którego mamy od zawsze i naprawdę go kocham. Nie jestem jednak gotowa na takie poświęcenie, żeby rezygnować z planów dla niego...
Pytałam znajomych, napisałam ogłoszenie w Internecie, szukałam chętnych na FB. Jak już ktoś się zorientuje, to potem dowiaduje się, ile pies ma lat i już mu przechodzi ochota.
I co teraz?
Julia