Może kogoś pocieszę tym, że bywają większe problemy, niż brak idealnej figury albo za małe usta... Według mnie większość kompleksów jest zupełnie bez sensu. Same się nakręcamy, że jesteśmy beznadziejne, więc nie można się dziwić, że inni też tak na nas patrzą. Ze mną jest trochę inaczej. Zdaję sobie sprawę z mojej wady, ale nie przeżywam tego non stop. Na razie tego nie przeskoczę. Dzięki takiemu myśleniu jestem śmiała i lubię ludzi.
Mój problem nie przeszkodził mi w znalezieniu wspaniałych przyjaciół, których mam przy sobie do dzisiaj. Zobaczyli we mnie coś więcej, niż tylko to, w jaki sposób się wypowiadam. Moje seplenienie i niewyraźna mowa w ogóle im nie przeszkadzają. I jestem tego pewna, bo przez chwilę mogliby udawać, ale nie przez tyle lat. Widzę więc, że da się z tym jakoś żyć, ale chłopaka nigdy nie miałam...
Chyba trochę się łudziłam, że to nic takiego. Podobno nie jestem brzydka, często się uśmiecham, mam coś w głowie, a przez wszystkie te lata nie zbliżyłam się do żadnego chłopaka. Jeśli sama miałam na to ochotę, to druga strona nie za bardzo... Wydaje mi się, że sepleniąca dziewczyna może być dobrą kumpelą, ale do związku faceci szukają kogoś bardziej idealnego.
Koleżanki nie muszą przecież przedstawić rodzicom, nie chodzą z nią na rodzinne imprezy, nie muszą się nią chwalić przed innymi znajomymi... Zaczynam chyba rozumieć, skąd wziął się mój pech. Moja wada jest za bardzo widoczna, żeby ktoś to w pełni zaakceptował. Po prostu nie nadaję się do tego, żeby ktoś mnie pokochał i się mnie nie wstydził. Bardzo mnie to dobija, ale nie widzę innego wytłumaczenia.
Rodzice trochę zaniedbali sprawę i zaczęłam pracować nad mową dopiero pod koniec podstawówki. Jeśli się skupię, to potrafię dość wyraźnie coś powiedzieć, ale w normalnym życiu nie da się tak dukać wyraz po wyrazie. Wtedy ludzie maja problem, żeby mnie zrozumieć. Rodzina i znajomi się przyzwyczaili, więc po prostu proszą o powtórzenie. Inni się wstydzą i tylko przytakują, chociaż nie wiedzą o co mi chodzi.
Pewnie nigdy nie będę mówiła bardzo wyraźnie, a nawet najmniejsza poprawa to kwestia lat. Czy do tego czasu mam być sama jak palec? Czasami wydaje mi się, że zaraz oszaleję i dłużej tego nie wytrzymam. Nie wierzę, że ktoś może mnie pokochać.
Paulina