Długo zastanawiałam się nad tym, czy napisać do redakcji o swoim problemie, bo strasznie mnie on krępuje. Widząc jednak jak wiele kobiet boryka się z różnymi ciężkimi sytuacjami na co dzień i ja postanowiłam się odważyć i poprosić Czytelniczki o radę.
Spora ilość dziewczyn w moim wieku ma problemy z akceptacją swojego ciała i marzy o zrzuceniu kilku kilogramów, by wyglądać super. I ja nie jestem zadowolona ze swojej figury, choć pewnie zdaniem większości powinnam dziękować za nią Bogu. Wszystko oczywiście przez faceta.
Od dziecka byłam typem `patyczaka` - wysoka, chuda i wysportowana. Nieważne jak dużo jadłam, nie byłam w stanie przytyć. Wszystkie koleżanki od zawsze patrzyły na mnie z zazdrością, kiedy bez zastanowienia pochłaniałam czekoladę, czy fast foody, podczas gdy one wszystkich takich przyjemności musiały sobie odmawiać. Dla mnie było to zupełnie naturalne, nigdy nie czułam się przez to wyjątkowa, aczkolwiek – muszę przyznać – taki stan rzeczy naprawdę mnie cieszył. Wszystko do czasu.
W tym roku zaczęłam studia i wyprowadziłam się z rodzinnego miasta do Krakowa. Już podczas wyjazdu zerowego wpadł mi w oko kolega z roku, jak się okazało 2 lata starszy ode mnie. Oczywiście, możecie się domyślać, że jest nieziemsko przystojny, zabawny i inteligentny. Uczucie trafiło mnie jak grom z jasnego nieba, a i on wykazał zainteresowanie moją osobą. Nie minęło dużo czasu, a zaczęliśmy się ze sobą spotykać.
Jesteśmy ze sobą oficjalnie od paru miesięcy, więc powoli mija nam faza pierwszego zauroczenia. Na wierzch wychodzą wszystkie niedopowiedzenia i wady, których do tej pory u siebie nie zauważaliśmy. W większości nie są one jednak na tyle poważne, bysię nimi przejmować. No, poza tą jedną sprawą – moim wyglądem.
Zupełnie przypadkiem wyszło z naszej rozmowy, że ideałem kobiety dla mojego faceta jest Marylin Monroe, podczas gdy ja jestem bardziej w typie Anji Rubik (oczywiście nie dorównuję jej urodzie, chyba nikt nie jest w stanie). Michał tłumaczył się potem, że kocha mnie bezwarunkowo, taką jaką jestem, ale generalnie podobają mu się dziewczyny o pełniejszych kształtach. A o nich mogę tylko pomarzyć: nie mam kształtnej pupy, a i mój biust nie jest imponujący. Ta wiadomość mnie załamała.
Michał zdaje chyba sobie sprawę z burzy jaką wywołał, choć staram mu się nie pokazywać tego co czuję. Co chwilę obsypuje mnie komplementami i wyznaje mi miłość, ale do mnie to nie trafia. Ogarnęła mnie obsesyjna myśl, że muszę coś ze sobą zrobić, żeby się mu podobać. Bo kocham go nad życie i wiem, że gdybym go straciła, nigdy bym się z tego nie pozbierała.
Wraz z wiekiem moja doskonała przemiana materii uległa zmianie i teraz trochę bardziej muszę pilnować tego co jem, by moje boczki nie wyskakiwały zza spodni. Dlatego pomyślałam, że może nadszedł czas, by trochę sobie pofolgować, a w konsekwencji przybrać na wadze? Może wtedy moje kształty stałyby się bardziej kobiece, bardziej w stylu idolki mojego faceta? Wiem, to trochę głupie, ale już sama nie wiem co robić. Dlatego proszę Was, drogie papilotki o pomoc. Co zrobiłybyście na moim miejscu? Zapomniały o tej przykrej rozmowie, czy starały się zmienić dla faceta? Z góry dziękuję za każdy miły komentarz.
Pozdrawiam,
Olga, 20 lat