Żona 52-letniego mężczyzny zmarła w 2005 roku, od tamtej pory często odwiedzał jej grób na cmentarzu „Mania” w Łodzi. Z relacji jego znajomych wynika, że groził samobójstwem. O leżących na grobie zwłokach poinformowali policję przechodnie. Kobieta sprzedająca kwiaty przed cmentarzem opowiedziała „Expressowi Ilustrowanemu”:
„Było przed godziną 12, gdy o tragedii powiedziały nam osoby wychodzące z cmentarza. Policja ogrodziła cały teren. Ciało długo leżało, bo cały czas coś tam sprawdzano na miejscu tragedii. Podobno mężczyzna przyłożył sobie lufę pod brodę i nacisnął spust. Na pomnikach wokół, nawet tych oddalonych od miejsca jego śmierci, była krew. Na niektórych nadal są widoczne jej ślady. Makabryczny widok, nie mogę dojść do siebie”.
Mężczyzna nie miał pozwolenia na broń. Strzelba, której użył, należała do jego zmarłej żony - polowała na zwierzynę. Osierocił dwie córki i syna. Za kilka dni ma być przeprowadzona sekcja zwłok, która ostatecznie wyjaśni, co stało się na cmentarzu.
Zobacz także:
Wasze listy: „Czy adoptować upośledzone dziecko umierającej przyjaciółki?”