Internetowa adopcja przyciąga wielu chętnych, którzy zrażeni są formalnościami niezbędnymi przy „normalnej” adopcji. Ogłoszenia można znaleźć wszędzie. W wyszukiwarce Google wystarczy wpisać hasła: „oddam dziecko” lub „sprzedam dziecko”. Powody są zazwyczaj te same – trudna sytuacja finansowa, problemy małżeńskie, niechciana ciąża.
Nietypowe oferty cieszą się dużym powodzeniem. Małżeństwa, które nie chcą czekać, decydują się z miejsca, ponieważ dzięki „dogadaniu się”, unikną całej formalnej otoczki związanej z normalną adopcją (w tym także ośrodków adopcyjnych).
Cena często uwarunkowana jest potrzebami biologicznej matki. Oferty od 10 do 20 tysięcy złotych to norma na tym „rynku”. Mimo znacznych kosztów, nie brakuje chętnych, co ściśle związane jest z faktem, że dzieci brakuje, a chętnych małżeństw jest bardzo dużo. Kusi łatwość. Zdecydowana matka, minimum formalności, a do tego noworodek, który od pierwszych dni będzie miał możliwość trafić do nowej rodziny.
Z prawnego punktu widzenia, trudno jednoznacznie ocenić tę formę adopcji. Specjaliści twierdzą, że proceder ten, to nic innego jak handel ludźmi i żadna umowa towarzysząca takiej „transakcji” nie jest ważna. Do tego dochodzą również aspekty moralne. Nie zmienia to jednak faktu, że i w przypadku „przyspieszonej” adopcji można wygrać w sądzie. Przykładem jest sprawa z 2008 roku. matka zdecydowała się oddać dziecko za 2 tys. złotych. Sprawa trafiła do sądu. Nowi rodzice motywowali swoją decyzję chęcią polepszenia jakości życia dziecka – to wystarczyło. Sąd odrzucił zarzut o handel ludźmi, orzekając, że nowi rodzice chcieli po prostu ominąć przepisy adopcyjne.
Źródło: Hanter.pl
Zobacz także:
10-latki zamiast do szkoły trafiają na porodówki!
Młode matki stają się standardem XXI wieku. Dlaczego 10-latki tak bardzo interesują się seksem?
Wasze listy: Pamiątkowa fotografie martwych dzieci to dobre lekarstwo na rozpacz!
„Moja przyjaciółka - Turczynka, ma zdjęcie swojej córki (która urodziła się martwa), oprawione w ramkę na półce w swoim mieszkaniu” – pisze Aneta.