Historie Życiem Pisane: Porzuciły karierę dla rodziny (2)

Teresa pochodzi z małej wioski na wschodzie Polski. Po maturze wyjechała do miasta, ukończyła studia. Niestety, kariera nie była jej dana. Dziś pomaga mężowi na gospodarstwie, wspominając z bólem serca marzenia młodości.
Historie Życiem Pisane:  Porzuciły karierę dla rodziny (2)
12.02.2010
> -->

Kiedyś pełne zapału, ambicji i planów na przyszłość, dziś rozczarowane patrzą wstecz, czując, że przegrały życie. Na co dzień troskliwe matki i przykładne żony, w nocy stają twarzą w twarz ze straconymi nadziejami. Czy naprawdę zaprzepaściły własne marzenia? O szalonej miłości, pochopnych decyzjach oraz niewykorzystanych szansach opowiedzą Magda i Teresa.

Historię Magdy, która nigdy nie rozpoczęła wymarzonej kariery stomatologa, opublikowaliśmy wczoraj. Możecie przeczytaj ją tutaj.

Teresa, 28 l. Gdy wyjeżdżała na studia z rodzinnej wsi nie sądziła, że jeszcze kiedyś tu wróci na stałe. Miłość do Leszka, przyjaciela z dzieciństwa, okazała się jednak silniejsza niż ambicje i marzenia o karierze.

W czasie podróży do domu Teresy kilkakrotnie muszę posiłkować się telefonem. Błądząc po lokalnych drogach, mijając malutkie wioski zlokalizowane wzdłuż wschodniej granicy, myślę jak bardzo różni się życie mojej kolejnej bohaterki od warszawskich warunków Magdy. Czuję się tu jak na końcu świata – szeregi podobnych domostw i gospodarstw poprzecinane pasmami lasów niczym granica cywilizacji odcinają tutejszych mieszkańców od udogodnień, bez których mieszczuchy nie wyobrażają sobie życie. Tutaj rytm życia wciąż wyznaczają wschody i zachody słońca, a natura nierzadko brutalnie się obchodzi ze swoimi dziećmi. Gdy wreszcie docieram na miejsce, z ogromnym zaskoczeniem zauważam, że z twarzy Teresy zniknął jej dawny, charakterystyczny szeroki uśmiech, który pamiętam z naszych wspólnych studenckich czasów. Już wiem, że to kobieta pełna pokory i siły, której niejedna moja koleżanka mogłaby pozazdrościć. Trzymając na rękach niemowlę, wyciera dłonie w fartuch, przytula mnie i przepraszając z góry za bałagan, zaprasza mnie do domu.

Już od progu wiem, że czeka nas trudna rozmowa. W domu Teresy nie słychać radosnego gwaru dzieci,  ciszę przerywa jedynie wołanie z góry z prośbą o pomoc. Czekają na powrót gospodyni zastanawiam się,  czy właśnie tak wyobrażała sobie swoją wczesną dorosłość? Czy ślubując „Miłość, wierność i uczciwość małżeńską” zdawała sobie sprawę z ogromu obowiązków, które na nią spadną? Obserwuję przez okno młodego, dobrze zbudowane mężczyznę, jak z zapałem wykonuje gospodarskie prace. Czy zauważył, kiedy Teresa z radosnej, pełnej ambicji studentki  polonistyki przeistoczyła się naznaczoną smutkiem, zrezygnowaną żonę i matkę.

Z zamyślenia wyrywa mnie głos mojej dawnej koleżanki, teraz tak bardzo różnej od dobrego ducha wydziału, jakim niewątpliwie była. – Kawy czy herbaty? Czego się napijesz? A może wina domowej roboty? – chętnie bym spróbowała, ale tłumaczę, że jestem samochodem. Wybieram herbatę i już po chwili rozgrzewa mnie jej przyjemny aromat. Po kilku minutach wspomnień studenckich czasów, pytam jak się jej wiedzie teraz, do kogo należał głos na którego zawołanie pobiegła na górę.

- To siostra Leszka, mojego męża. Jest chora od urodzenia. W zasadzie jesteśmy rówieśnicami, ale ona jest od nas kompletnie uzależniona. Mieszka na górze, w swoim pokoju, tym samym od 28 lat, a ja pomagam jej jak mogę. Gdy wzięliśmy ślub, wiedziałam, że zamieszkamy z jego rodzicami i Sylwią, więc byłam w pełni świadoma tego, co mnie czeka. Wiadomo, czasami czuję frustrację, czasami myślę, że już dłużej nie dam rady, ale potem przypominam sobie przysięgę składaną przed Bogiem, zakasuję rękawy i wstaję o świcie pomagać mężowi. – Płacz dziecka przerywa opowieść, ale maluch w ramionach mamy uspokaja się błyskawicznie – Długo nie mogłam zajść w ciążę. Nasi rodzice już zaczynali podejrzewać, że jestem bezpłodna, czyli (tłumacząc na prowincjonalne myślenie) „niepełnowartościowa”. Uwierz, nasze zbliżenia przestały dawać mi radość, służyły wyłącznie przymusowej prokreacji , ale wreszcie, gdy się udało, poczułam ulgę. Milenka przyszła na świat w wielkich bólach i  teraz jest moim promyczkiem nadziei. To, że mi się nie udało, nie znaczy że jej nie pomogę zawalczyć o marzenia.

Teresa już na początku studiów, gdy jeszcze czuła się obco w wielkim mieści, podjęła decyzję, co w życiu chce robić. Miała zostać nauczycielką polskiego. Ambitna, pełna życia i pozytywnej energii, a jednocześnie rzeczowa i konkretna, mogła szybko stać się ulubienicą uczniów. – Gdy wprowadziłam się do Leszka i jego rodziców sądziłam, że wszystko da się pogodzić, pracę w domu z pracą w szkole. Ale oni byli już coraz bardziej niedołężni, a ktoś musiał jeszcze zajmować się Sylwią. Wtedy dałam sobie pół roku na wdrożenie się w życie na gospodarstwie, przyzwyczajenie do prac domowych, opanowanie podstawowych obowiązków żony rolnika, a potem miałam zacząć poszukiwania pracy. W okolicy jest podstawówka, gimnazjum i techniku rolnicze, a wszyscy wykształceni ludzie uciekają byle dalej stąd. Ktoś taki jak ja, z dyplomem i dobrymi chęciami, to dla szkoły nabytek na wagę złota. Ale los przygotował dla mnie coś innego.

Sześć miesięcy minęło jak jedna chwila, a każdy następny dzień niczym nie różnił się od poprzedniego. Teresa zrozumiała, że dojazdy do szkoły, godziny spędzone poza domem byłyby niepotrzebnym, dodatkowym obciążeniem dla zapracowanego dostatecznie już Leszka. Kto zajmie się rodzicami, ugotuje obiad, pomoże Sylwii? Ona nie podjęła tej decyzji, to los zdecydował za nią. – Pogodziłam się ze swoim przeznaczaniem. Niektóre kobiety są stworzone po to, by robić karierę, zarabiać pieniądze, a moim zadaniem jest bycie przy mężu i skromne życie na wsi. Już nawet polubiłam te codzienne rytuały, wczesne wstawanie,  pogawędki w sklepie z sąsiadkami i cotygodniowe wyprawy na pobliski targ. Ale gdy pomyślę sobie, że zamiast przelewać litry mleka, mogłabym wertować uczniowskie zeszyty, żal ściska mi serce.

Zauważam, że moja rozmówczyni jest już nieco zniecierpliwiona. Pytam, czy chce zakończyć spotkanie. Z lekkim zażenowaniem w głosie przyznaje, że musi zająć się gospodarstwem, że tego nie można odkładać na później. Tłumaczy, że Leszek nie będzie zadowolony, że tak zaniedbuje swoje obowiązki. Pełna żalu i tęsknoty za Teresą jaką pamiętam sprzed lat, wsiadam w samochód, zachęcając by walczyła o swoje ambicje. Widząc przebłysk dawnej iskry w jej oczach, wiem, że najważniejsza walka dopiero przed nią, że życie nie wysuszyło jeszcze tego oceanu marzeń, którym była, że jest w niej ostatnia kropla nadziei.

Lilka Tylman

Kolejne artykuły z cyklu Historie Życiem Pisane na Papilocie już za tydzień –  część pierwsza zawsze w czwartek, część druga w piątek. Zajrzyjcie koniecznie!

W zeszłym tygodniu mogłyście poznać Renatę i Olgę, trzydziestoletnie babcie:

Historie Życiem Pisane: Trzydziestoletnie babcie (1)

Historie Życiem Pisane: Trzydziestoletnie babcie (2)

Polecane wideo

Komentarze (40)
Ocena: 5 / 5
Karinatv (Ocena: 5) 14.08.2013 14:02
Dzień dobry, Do programu tv poszukuję par, najchętniej małżeństw, w których mężczyzna namawia kobietę, żeby rzuciła pracę a zamiast tego zajęła się dziećmi i domem. Szukamy też par, w których kobieta obecnie nie pracuje ale chce już wreszcie oddać dziecko do żłobka, przedszkola i zacząć zarabiać na swoje potrzeby – jednak mąż jest temu przeciwny. Może zna Pani takie pary w swoim otoczeniu lub też sama jest Pani w takiej sytacji? Jeżeli tak, to bardzo proszę o kontakt. Szczegóły programu przedstawię w rozmowie telefonicznej, która do niczego nie zobowiązuje. W odpowiedzi proszę o przesłanie imienia i nr telefonu. [email protected]
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 19.02.2010 23:22
„Papilocie! Mam 22 lata, za rok wyznaczoną datę ślubu.
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 14.02.2010 12:53
„Papilocie! Mam 22 lata, za rok wyznaczoną datę ślubu.
zobacz odpowiedzi (1)
Anonim (Ocena: 5) 13.02.2010 12:20
„Papilocie! Mam 22 lata, za rok wyznaczoną datę ślubu.
zobacz odpowiedzi (4)
Anonim (Ocena: 5) 13.02.2010 11:15
„Papilocie! Mam 22 lata, za rok wyznaczoną datę ślubu.
odpowiedz

Polecane dla Ciebie