Historie Życiem Pisane: Naiwność pozbawiła je majątku

Zostały z ogołoconym kontem, zszarganym poczuciem własnej wartości i wstydem, że dały się nabrać. Poznaj historię Ewy, Honoraty i Eli.
Historie Życiem Pisane: Naiwność pozbawiła je majątku
18.02.2010
Zmarnowane pieniądze, skołatane nerwy i to, co najbardziej boli – stracone nadzieje. Kiedyś mocno wierzyły w przyjaźń, miłość, ot, zwykłe ludzkie odruchy, ale dzisiaj nie mają już żadnych złudzeń. Zostały z ogołoconym kontem, zszarganym poczuciem własnej wartości i wstydem, że dały się nabrać. Ewa, Honorata i Ela – słono zapłaciły za swoją naiwność, ale zgodnie przyznają, że najkosztowniejsza była utrata wiary w ludzi…

Ewa, 48 l. Złe decyzje podyktowane pragnieniem miłości. Dzisiaj już nie chce kusić losu.

Kiedy pięć lat temu otrzymała telefon o śmierci męża, myślała, że jej życie się skończyło. To była jedna z tych szalonych, licealnych miłości, które miały trwać wiecznie. Jeszcze przed maturą w najdrobniejszych szczegółach zaplanowali swoją przyszłość i do ostatniego wspólnego dnia przestrzegali planu, który wymarzyli sobie jako nastolatki.  

- Ślub wzięliśmy na drugim roku studiów. Piotrek był wtedy na Politechnice, ja studiowałam filologię rosyjską. To były wspaniałe czasy! Nasza  córeczka, Zosia, urodziła się na dzień przed obroną Piotrka. Byliśmy młodzi, szczęśliwi, pełni zapału. Nie mieliśmy nic, więc cieszyliśmy się jak dzieci, gdy w spółdzielni przydzielono nam mieszkanie. Bywały chwile, że było naprawdę ciężko – świeżo po studiach, w nowej pracy, z płaczącym po nocach dzieckiem – ale wtedy wszyscy inaczej żyli, pomagali sobie, nie było takiego wyścigu jak dzisiaj – zauważa tęsknym tonem.

Później ich życie potoczyło się jak piękna bajka z koszmarnym zakończeniem. Ewa otrzymała posadę nauczyciela, Piotr awansował, był szanowanym inżynierem. O drugie dziecko starali się trzy lata, aż w końcu na świat przyszedł ich upragniony syn – Marcin. Znajomi zazdrościli im szczęścia w miłości, bo większość szkolnych par, albo rozpadła się po liceum, albo przeżywała kryzys teraz. A oni, na przekór wszystkim, kochali się jeszcze bardziej, nie widząc poza sobą świata. I w jednym momencie ta dzień po dniu budowana kraina, w której żyli, rozpadła się.

- To był tętniak. Piotrek wyszedł rano do pracy, a gdy pił z kolegami kawę, po prostu się przewrócił. Kiedy pogotowie zjawiło się na miejscu, już nie żył. Myślałam wtedy, że się nigdy nie pozbieram i gdyby nie dzieci… Nie chcę nawet o tym myśleć. Zosia miała wtedy 19 lat, była tuż po maturze, miała dużego wolnego czasu. Całe dnie rozmawiałyśmy, wspominałyśmy, razem płakałyśmy. Odcierpiałam żałobę, wyrzuciłam z siebie wszystko, jakimś cudem wróciłam do życia i zaczęłam porządkować sprawy po mężu. Okazało się, że Piotrek zabezpieczył nas w przypadku swojej śmierci, założył kilka wysokoprocentowych lokat, poza tym jego firma prosperowała lepiej niż sobie wyobrażaliśmy. Poprosiłam o pomoc naszego prawnika i sprzedałam udziały. Nagle zostałam sama i sama musiałam zaplanować życie sobie i moim dzieciom. Brat, który jest ekonomistą doradził mi, jak zainwestować pieniądze i zabezpieczyć na przyszłość Zosię i Marcina – opowiada.

Dopiero dwa lata po śmierci męża, Ewa zdecydowała się pojechać na pierwsze samotne wakacje. Był lipiec, wyjątkowo upalne lato w przepełnionej turystami Juracie. Coś ściskało ją w gardle, gdy widziała spacerujące po plaży rodziny i zakochane, wtulone w siebie pary. Szła po wydrążonych w piasku śladach, dzień po dniu wspominając każde lato spędzone wspólnie z Piotrkiem. Jednego z tych smutnych, beznadziejnie sentymentalnych wieczorów, gdy siedziała tuż nad brzegiem morza, kontemplując błogi szum fal, ujrzała jego.

- Przystojny, szpakowaty brunet, około 50, biegał z psem. Potajemne go obserwowałam, czując się jak nastolatka podglądająca kolegów. Pierwszy raz od śmierci Piotra, ktoś mi się podobał, choć bardzo się tego wstydziłam. Wcześniej nie wyobrażałam sobie, że mogłabym się z kimś spotykać, ale wtedy, na plaży, poczułam do tego mężczyzny niesamowity pociąg. W końcu do mnie podszedł. Gdy przedstawiał się, miałam ściśnięte gardło, jak na pierwszej randce. Jeszcze tego samego wieczoru poszliśmy na kolację, a dwa dni później Janek przeprowadził się do mojego pokoju. Znowu czułam, że żyję, powoli się w nim zakochiwałam… - urywa ze łzami w oczach.

Gdy Ewie kończył się urlop, nie obiecywali sobie zbyt wiele, choć miała ogromną nadzieję na podtrzymanie tej znajomości. Opowiedziała mu całe swoje życie, nie omijając tych najboleśniejszych momentów. Był pierwszą osobą po córce, przed którą się otworzyła i miała odwagę opowiedzieć wszystko, co ją trapi. W chwilach dojmującego smutku, on ją zawsze przytulał, całował w czoło i mówił, że zasługuje jeszcze na miłość, a czterdziestka nie oznacza już tylko starości. Przy nim odżyła, odmłodniała, rozkwitła. Gdy wróciła do Warszawy, znajomi i rodzina nie mogli jej poznać. dzieci cieszyły się, że w końcu się uśmiecha, ale ona wieczorami zalewała się łzami w tęsknocie za Jankiem.

- Mieszkał w Łodzi i tłumaczył, że nie może się do mnie przeprowadzić, bo ma firmę, obowiązki. Teraz wiem, że już wtedy zaczął swoją świetnie przemyślaną manipulację… Gdy pewnego ranka stanął w moich drzwiach, byłam tak szczęśliwa, że nawet nie zaniepokoiło mnie, że przyjechał z jedną walizką w ręku i firmą pozostawioną pod opieką przyjaciela. Wierzyłam, chciałam mu wierzyć w każde słowo. Gdy zaczęliśmy ze sobą normalnie żyć, był taki jak wcześniej – opiekuńczy, czuły, troskliwy… Z jednym małym wyjątkiem. W Juracie grał szarmanckiego gentlemana, a teraz nagle ja za wszystko musiałam płacić. Najpierw zgubił swoją kartę kredytową, później miał nagłe problemy finansowe, w końcu okradł go przyjaciel.

Ewa wstydziła się komukolwiek opowiedzieć o swoich rozterkach, nie chciała, aby dzieci i znajomi pomyśleli, że kupuje jego miłość. Zresztą wszystkie wątpliwości znikały, gdy Janek wpadał do domu z bukietem czerwonych róż albo biletami do teatru... Dopiero po roku straciła wszelkie złudzenia, gdy brat monitorujący jej akcje  odkrył, że z konta regularnie ubywają duże kwoty pieniędzy.  

- To był szok. Bywały chwile, gdy myślałam, że Janek jest darmozjadem, ale z drugiej strony zawsze znalazłam wytłumaczenie. Było mi z nim dobrze, dbał o mnie, więc nie chciałam go tracić. Wydawało mi się, że nie zniosę kolejnej rozłąki, następnych lat w samotności. Ale wtedy zareagowała rodzina, znowu pomogli mi najbliżsi. Wiedzieli, jak ciężko to wszystko przeżyć – byli delikatni, starali się, aby mnie nie zranić. Powiadomili policję, starali się zamknąć tę sprawę. Jednak nie było łatwo zapomnieć - zostałam okradziona nie tylko z pieniędzy. Chodziło o coś więcej - o uczucia.

Teraz Janek przebywa w areszcie i czeka na wyrok. Śledztwo wykazało, że Ewa nie była pierwszą z jego ofiar, a na terenie całej Polski znalazły się jeszcze trzy wykorzystane przez niego kobiety. Każda z nich bezpowrotnie straciła zaufanie do mężczyzn i została okrutnie odarta z pewności siebie.

- Wstydzę się swojej naiwności przed dziećmi, rodzicami, wreszcie samą sobą. Tak bardzo chciałam znowu poczuć się kochana, że  byłam w stanie uwierzyć we wszystko, co mówi Janek. A on tak naprawdę nigdy nie kochał mnie. Kochał moje pieniądze, ciężko zarobione przez mojego męża. Dzisiaj wiem na pewno, że najpiękniejsze chwile jakie przeżyłam w moim życiu są za mną i wraz z Piotrem odeszły bezpowrotnie. Nie mam już zamiaru kusić losu – i tak miałam ogromne szczęście, że zasmakowałam wspaniałej miłości, bo niektórzy nigdy nie otrzymają takiej szansy.

Kolejne artykuły z cyklu Historie Życiem Pisane na Papilocie już za tydzień –  część pierwsza zawsze w czwartek, część druga w piątek. Zajrzyjcie koniecznie!

W zeszłym tygodniu w cyklu  historie Życiem Pisane mogłyście poznać historie Magdy i Teresy, które zrezygnowały z życia zawodowego na rzecz rodziny:

Historie Życiem Pisane: Porzuciły karierę dla rodziny (1)

Historie Życiem Pisane: Porzuciły karierę dla rodziny (2)

 

Polecane wideo

Komentarze (8)
Ocena: 5 / 5
Anonim (Ocena: 5) 23.07.2011 16:48
a gdyby okradł tylko ją, to by go puścili, prawda? Czyli miała szczęście , że okradł wczesniej te dwie kobiety, to okropne
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 18.02.2010 11:30
„Papilocie! Mam 22 lata, za rok wyznaczoną datę ślubu.
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 18.02.2010 11:26
„Papilocie! Mam 22 lata, za rok wyznaczoną datę ślubu.
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 18.02.2010 11:06
„Papilocie! Mam 22 lata, za rok wyznaczoną datę ślubu.
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 18.02.2010 10:30
„Papilocie! Mam 22 lata, za rok wyznaczoną datę ślubu.
odpowiedz

Polecane dla Ciebie