Najstarszy zawód świata to coraz częściej łakomy kąsek dla młodych dziewczyn wyfruwających z rodzinnego gniazda. Nowe miasto, nowi znajomi, nowa szkoła, nowy styl życia. Łatwo poczuć się jak tabula rasa i przeprowadzić osobistą rewolucję moralną. Wyniki badań są alarmujące - co dziewiąta polska studentka dorabia sobie jako prostytutka (wg "Polityki"). One same jednak nie uważają się za prostytutki, ale za utalentowane businesswoman, prowadzące regulowaną umową działalność gospodarczą, zwaną sponsoringiem. Ewelina i Kamila są jednymi z nich.
Ewelina (22 l.) nie urodziła się w biednej rodzinie. W małym mieście, z którego pochodzi, jej rodzice byli raczej w czołówce dobrze sytuowanych. Tata - lekarz, mama - prawniczka cieszą się dobrą opinią, są lubianym i szanowanym małżeństwem. Bardzo ucieszyli się na wieść, że córka dostała się na dziennikarstwo do Warszawy. Postanowili kupić jej mieszkanie, w którym jeden pokój miała wynająć koleżankom. W ten sposób, co miesiąc, miała 1000 złotych na utrzymanie.
„To mi nie wystarczało, życie w Warszawie jest drogie, a mnie nie zadowala byle co. Kilka wyjść, jakieś zakupy i po kieszonkowym. No więc zaczęłam szukać pracy" - opowiada Ewelina.
„Kilka dni przeglądałam ogłoszenia w Internecie, ale, niestety, albo nie miałam potrzebnych kwalifikacji, albo praca była beznadziejna. Uznałam, że sama zostawię informację, że studentka poszukuje pracy, napisałam co potrafię. Następnego dnia, gdy zajrzałam na pocztę, by sprawdzić, czy są jakieś odpowiedzi, okazało się, że napisało do mnie ponad 30 osób!
Gdy zaczęłam przeglądać oferty, dosłownie zrobiło mi się gorąco. Większość z nich to były oferty sponsoringu od różnych facetów" - wspomina.
„Na początku, oczywiście, nawet nie brałam tego pod uwagę, ale z czystej ciekawości zaczęłam szukać informacji na ten temat. W ten sposób trafiłam na kilka artykułów i forów, na których wypowiadały się dziewczyny. Zdziwiłam się, gdy okazało się, że wszystkie są zadowolone z takich układów. Po kilku dniach rozmyślań postanowiłam spróbować".
Spośród otrzymanych maili wybrała pięć, których autorzy wydawali się najbardziej w porządku i rozpoczęła równoległą korespondencję. Dwóch nie odpisało, więc tym samym ułatwiło jej wybór. Po dwóch tygodniach spotkała się z Irkiem, 38-letnim maklerem. Nie była jego pierwszą „dziewczyną", więc był obeznany w procedurach. Zabrał ze sobą umowę, która dokładnie zaznaczała, co należy do obowiązków Eweliny, a co do jego. Profity zabiły w studentce ostatnie wyrzuty sumienia.
„Raz w tygodniu chodzę do kosmetyczki i fryzjera, bo Irek lubi, gdy jestem zadbana. Na zakupy jeździmy raz w miesiącu do Krakowa, bo tam nie ma ryzyka, że ktoś znajomy nas spotka w centrum handlowym. Często wychodzimy razem na kolację albo na kawę. Jest czasem trochę drętwo, ale ogólnie dobrze się z nim bawię. Jedyny kłopot to rodzice, których muszę okłamywać. Dla nich jestem studentką, która całe dnie się uczy i nie ma czasu nawet na spotkania ze znajomymi. W maju wybieramy się z Irkiem na kilka dni na Maltę. To nasze pierwsze wspólne wakacje, na które już się bardzo cieszę. Jestem do jego dyspozycji zawsze, gdy tego potrzebuje, poza sesją egzaminacyjną. Ustaliliśmy, że wtedy najważniejsza jest nauka, więc się nie widujemy. Przyznam, że trochę się już stęskniłam za nim" - uśmiecha się nieśmiało.
„Podoba mi się to, co robię i zamierzam tak żyć aż do obrony pracy magisterskiej. Poprzednia dziewczyna Irka w prezencie na koniec współpracy dostała… nową pracę. Dobrze płatny staż w renomowanym banku. Myślę, że i ja mogę na coś liczyć... Sponsoring to zajęcie z perspektywami, a ja często mu opowiadam o moich marzeniach. Może za dwa lata trafię do redakcji jakiejś gazety?" - kończy opowieść z zamyśleniem malującym się na twarzy.
„Podkreślam, nie jestem żadną dziwką. Nie stoję na ulicy jak tirówki, nie pracuję w burdelu jak prostytutki. Ja po prostu studiuję i w nietypowy sposób zarabiam na życie, na książki, na mieszkanie, na czesne. Moi rodzice nie dają mi pieniędzy, a tak bez wykształcenia to trudno znaleźć dobrze płatną pracę" - tłumaczy motywy swojego postępowania Kamila, 23-letnia studentka czwartego roku ekonomii w jednej z warszawskich szkół wyższych.
Jacek jest już jej drugim sponsorem. Pierwszy, Mateusz, był od niej dużo starszy i nieuczciwy. Rozstali się po roku. „To był jedyny raz, kiedy poczułam się paskudnie, bardzo się pokłóciliśmy, nazwał mnie tanią k****" - wspomina z zamyśleniem.
„Przez jakiś czas myślałam, że już do tego nie wrócę, ale kiedy pieniądze się skończyły, zrozumiałam, że nie mam lepszego pomysłu na życie. A nieopłacone rachunki leżały na stole i straszyły. I wtedy, poznałam w klubie Jacka. Był miły, ciepły, czarujący. Od razu wiedziałam, że tym razem będzie inaczej".
Zasady panujące w świecie sponsorów i ich dziewczyn były dla Kamili już dobrze znane. Trzeba ładnie wyglądać, służyć ciałem, w razie potrzeby towarzyszyć podczas oficjalnych spotkań. W przypadku Jacka jest to pewien problem, gdyż posiada żonę i dziecko. Jednak Kamila nie uważa, żeby jej postępowanie było powodem do wstydu.
„Kiedyś na forum opisałam swoją historię. Opisałam, co i na jakich zasadach robię. Zostałam totalnie zlinczowana, znów nazwano mnie k**** i zwykłą dziwką. Ludzie nie widzą różnicy między sponsoringiem, a prostytucją, a moim zdaniem jest ona olbrzymia. W burdelu, po pierwsze, nie mogłabym wybierać sobie klienta, byłabym poniżana, pomiatana. Z Jackiem jest inaczej".
Jednak ciemnych stron medalu nie brakuje. Dziewczyny mające sponsorów zazwyczaj nie znają smaku prawdziwej miłości. Trudno zbudować normalny związek, gdy 24 godziny na dobę trzeba być na zawołanie „pracodawcy". Ani Kamila, ani Ewelina nawet nie próbują spotykać się z facetami na normalnych zasadach. Z kobietami także się nie przyjaźnią. Bo „dziewczyny to lubią, jak nie ma żadnych tajemnic, jak się sobie o wszystkim mówi i piszczy, a ja taka nie jestem. Nie mogłabym też chyba opowiedzieć komukolwiek od siebie z roku o tym, co robię, bo by się rozniosło zaraz. I tym sposobem nie mam żadnych bliskich koleżanek. Ale mam Jacka i pieniądze na wszystko - i to mi wystarcza na razie" - podsumowuje Kamila.
Czy sponsoring wśród polskich studentek stał się standardem? Młode kobiety do prostytuowania się popychają zazwyczaj zbyt wygórowane oczekiwania od życia. Nie oszukujmy się, seks za pieniądze to nie hobby. Chęć otaczania się pięknymi drobiazgami, noszenia w drogiej torebce kluczyków do wymarzonego samochodu i trzymania w łazience kosmetyków z górnej półki jest silniejsza niż wpajane przez rodziców zasady.
Na ich ciała i umysły popyt jest coraz większy - są inteligentne, potrafią rozmawiać, umieją zapewnić facetowi poczucie kobiecego ciepła i uwielbienia, za którym zapracowani mężczyźni często tęsknią. Potrafią jednocześnie wyczuć ich oczekiwania i w jednej chwili przeistoczyć się z niewinnej, głupiutkiej lolity w zdeterminowaną, pewną siebie zołzę. Obie strony są zadowolone - on przeprowadza kolejną sprawną transakcję, która jej przynosi nie tylko pieniądze i drogie prezenty, ale także marzenia, że sponsor kiedyś zwiąże się z nią na innych zasadach, w których główną rolę zagrają uczucia wyższe, a nie popędy przeliczane na określone kwoty...
Czekamy na wasze listy (redakcja(at)papilot.pl) oraz komentarze.
W trosce o anonimowość bohaterek artykułu, ich imiona zostały zmienione.