35-letnia Wioletta K. z Tłoczewa zaledwie pół roku temu straciła ukochaną babcię Władzię. Kobieta ją wychowywała, stając się kimś równie bliskim jak matka. W ciągu ostatnich lat życia, mimo wielu zdrowotnych dolegliwości, bacznie przyglądała się poczynaniom ukochanej wnuczki, ubolewając nad faktem, iż ta żyje w konkubinacie. Jeszcze leżąc na łożu śmierci prosiła Wiolettę, by ona i jej wieloletni partner Radek, wreszcie stanęli na ślubnym kobiercu:
„Babcia wyznawała tradycyjny model rodziny- tłumaczy Wioletta – żona, mąż, kilkoro dzieci. My z Radkiem nie spełnialiśmy jej oczekiwań, mimo że byliśmy wierni sobie od ponad 9 lat i wspólnie wychowywaliśmy synka, Oskara. Nam do szczęścia papierek nie był potrzebny, bo przecież najważniejsze, żeby się ludzie kochali. Mimo to, po śmierci babci w sierpniu ubiegłego roku, zdecydowałam się spełnić jej ostatnią wolę.”
We wrześniu Wioletta i Radosław zaczęli przygotowania. Nie zważali na upomnienia rodziny, że „tuż po pogrzebie, to nie wypada nawet myśleć o weselu” – dla nich przecież miał być to wyraz szacunku dla babci Władysławy. Jednym z pierwszych zakupów była wymarzona suknia ślubna – biała, z welonem:
„Wiele razy wyobrażałam sobie dzień swojego ślubu. Chciałam wyglądać jak księżniczka z bajki. Radek wziął na siebie większość spraw organizacyjnych, za co wówczas byłam mu wdzięczna. Dziś, wiedząc jak to się skończyło, nigdy bym mu na to nie pozwoliła.”
Do tragedii doszło w listopadzie. Radosław musiał pilnie jechać do domu weselnego, uzgodnić szczegółowo menu. Oskar, który z racji deszczowej pogody nie mógł bawić się na podwórku, bardzo chciał pojechać z tatą. Ten, niechętnie zgodził się, ale kazał pobiec małemu do mamy, by i ta zaaprobowała wspólną wyprawę:
„Do dziś obwiniam siebie, że pozwoliłam im jechać w taką pogodę. Ostatecznie wszystko mogliśmy dogadać telefonicznie. Radek był taki w gorącej wodzie kąpany. Gdybym natomiast Oskarkowi powiedziała „nie”, pewnie cały dzień byłby obrażony. Uległam więc i to była najgorsza decyzja w moim życiu. Najgorsza.”
Nie minęły trzy godziny, gdy w domu Wioletty rozległo się pukanie. Gdy zobaczyła znajomego policjanta, od razu wiedziała, że coś jest nie tak. Rozmowę z nim pamięta jak przez mgłę:
„Serce waliło mi jak oszalałe, nogi się pode mną ugięły. To było takie okropne. Powiedział, że chłopcy mieli wypadek. Że wpadli w poślizg i uderzyli z ogromną siłą w drzewo. Kolejne dni ledwie kojarzę. Dziękuję rodzicom, którzy bardzo mnie wsparli, pomogli załatwić sprawy pogrzebowe”.
To było dla Wioletty najtrudniejsze Boże Narodzenie w życiu. Przepłakała Wigilię i święta. Całe dnie spędzała na cmentarzu, czuwając przy grobie dwóch najukochańszych mężczyzn w jej życiu, jak o nich mówi. Dziś, gdy dramatyczne emocje powoli gasną, często wraca myślami do miłych chwil, takich jak zeszłoroczne wakacje w Egipcie, na które oszczędzali prawie dwa lata. W momentach przygnębienia Wioletta otwiera szafę, gdzie na honorowym miejscu wisi wymarzona, biała suknia:
„Ja i tak czuję się żoną Radka, mimo że nie zdążyliśmy wziąć ślubu. Kochaliśmy się bardziej niż niejedno małżeństwo. On zawsze będzie w moim sercu i pomimo tej tragedii, dziękuję Bogu za wszystkie chwile, które razem przeżyliśmy oraz za to, że dał mi syna. Wierzę, że babcia Władzia gotuje im tam w niebie ich ulubione pierogi…”
Natasza Lasky
Zobacz także:
Mają po 50 lat, urodzi im się dziecko!
Dwa tygodnie temu kobieta dowiedziała się, że już za kilka miesięcy zostanie mamą. Zarówno dla niej, jak i jej męża wiadomość ta okazała się prawdziwym szokiem:
Uprawiali seks w kościele podczas mszy!
W cieniu XVIII-wiecznych organów schronienie znalazła para kochanków, nie mogących doczekać się już powrotu do domu i sypialni…