Polacy nie są święci, zdarza im się spóźniać do pracy, skracać jej czas czy przychodzić na miejsce w nietrzeźwym stanie. Jednak to, co zrobił 69-letni mieszkaniec Kadyksu przekracza wszelkie wyobrażenia. Mężczyzna przez `co najmniej sześć lat` nie przychodził do pracy, ale pobierał wynagrodzenie. Jak to możliwe?
Od 1990 Joaquin Garcia był zatrudniony w firmie wodociągowej. Praca mężczyzny polegała na nadzorowaniu budowy zakładu uzdatniania wody. Mieszkaniec Kadyksu pewnego dnia stwierdził, że nie ma nic do roboty, więc bez sensu jest przychodzić do pracy…
Przez kilka lat nikt nie odnotował niczego podejrzanego, nawet szef mężczyzny, którego biuro znajdowało się w sąsiedztwie. Był on zdania, że Garcia podlega władzom miejskim.
Roczna pensja mężczyzny wynosiła 37.000 euro. Wygląda więc na to, że za darmo dostał od pracodawcy 222.000 euro. Sprawa wyszła na jaw przypadkiem, a wszystko odkrył wiceburmistrz.
Fot. Thinkstock
Zaczęło się od tego, że Hiszpan miał otrzymać tablicę pamiątkową za długi staż pracy. Teoretycznie przepracował on 20 lat. Zanim jednak został uhonorowany, wyszło na jaw, że nie pojawiał się w firmie przez `co najmniej sześć lat`.
Garcia wszystkiemu zaprzeczył, twierdząc, że przychodził do pracy, tylko nie miał w niej żadnego zajęcia. Miał rodzinę na utrzymaniu, więc z obawy przed zwolnieniem nie powiedział nic przełożonemu. Jak można się jednak domyślić, nikt mu nie uwierzył.
Fot. Thinkstock
Sprawa nie zakończyła się dla mężczyzny dobrze. Sąd odrzucił jego apelację i ukarał największą karą pieniężną, jaka była możliwa. Garcii pozostaje się pocieszać, że został ekspertem od Spinozy. Nadmiar wolnego czasu pozwalał mu bowiem zagłębiać się w dzieła filozofów…