Jakiś czas temu niemal cała Polska żyła wyznaniem Jarosława Kuźniara. Dziennikarz przyznał, że w czasie podróży do Stanów Zjednoczonych, zdarzało mu się zwracać do sklepów zakupione towary, których już nie potrzebował. Z miejsca został nazwany chytrym krętaczem, a historię tę wypomina mu się do dzisiaj. Czy znany pan z telewizora jest w tym osamotniony? Nie. Polacy chętnie wykorzystują możliwości prawne i masowo zwracają zakupione dobra. Niektórzy są w tym niekwestionowanymi mistrzami.
Zasada jest prosta – kupujesz, używasz i oddajesz, kiedy się znudzi. Najłatwiejszy i rodzący największe pole do nadużyć jest zwrot ubrań. Odzież zakupioną w stacjonarnym sklepie można przynieść z powrotem nawet po miesiącu, a niektórzy sprzedawcy internetowi dają na to rok. Dziś rozmawiamy z osobą, która doskonale wie, co i gdzie kupić, żeby łatwo się tego pozbyć, odzyskać pieniądze i zainwestować je w kolejną kreację.
Malwina nie ukrywa, że od dłuższego czasu wykorzystuje tę możliwość. Oddaje wszystko, poza t-shirtami i bielizną. Jak jej się to udaje i czy kiedyś się nie przeliczyła?
fot. Thinkstock
Papilot.pl: Ze zwrotów Jarosława Kuźniara śmieją się wszyscy. A Ty?
Malwina: Nie ma się z czego śmiać. Facet wykorzystał swoje prawa i chwała mu za to. Zrobiłabym dokładnie to samo będąc za granicą. Kupuję coś na chwilę, a jak się da, to przed wyjazdem zwracam. W kraju już się to nie przyda, więc ewentualnie można wyrzucić do kosza, ale wtedy oskarżono by go o marnotrastwo. W tej historii chodziło np. o fotelik samochodowy, więc nawet nie chcę myśleć, co ludzie sobie o mnie pomyślą.
A ty co zwracasz?
Ubrania, buty, torebki. Większość tego typu rzeczy, które mam na sobie, prędzej czy później trafią znowu do sprzedaży. Ja odzyskam pieniądze, kupię sobie coś nowego i interes się kręci. Nie byłoby mnie stać na to, żeby co chwilę pokazywać się w nowej kurtce albo płaszczu i mieć sukienkę na każde większe wyjście. A lubię dobrze wyglądać.
Nie czujesz się jak oszustka?
Po pierwsze – wykorzystuję swoje prawa, a to raczej się nie mieści w pojęciu oszustwa. Po drugie – doskonale zdaję sobie sprawę, że nie jestem pierwsza i prawdopodobnie w tym, co mam dziś na sobie, już ktoś kiedyś chodził.
fot. Thinkstock
Twierdzisz, że „nowe” ubrania ze sklepowej półki to tak naprawdę używana odzież?
Może nie wszystkie, ale rzeczy typu okrycia wierzchnie, torebki, buty i dodatki często tak. Klient ma prawo do zwrotu w regulaminowym terminie. W sklepach stacjonarnych to jest często okres 2 tygodni, może miesiąca, a w internetowych – od 2 tygodni do roku w niektórych przypadkach. Co się dzieje z takim towarem, kiedy wróci do sprzedawcy? Przecież nie jest wyrzucany, tylko znowu trafia do oferty. Akurat ja mam tego świadomość.
Co najtrudniej „wypożyczyć” i oddać?
Największy problem jest zawsze z butami, bo na nich szybko pojawiają się ślady użytkowania. Wystarczy chwilę pochodzić po chodniku lub asfalcie. Kiedyś myślałam, że tego nie widać, ale raz kupiłam dość drogie szpilki, poszłam w nich na imprezę i już nie chcieli ich przyjąć. Podeszwa im się nie podobała. Od tego czasu przyklejam specjalną taśmę, która wytrzymuje nawet kilka wyjść. Przed zwrotem ją ściągam i buty wyglądają jak nowe.
Czyli butów też nie można być pewnym?
Według mnie przynajmniej co druga para miała już innego właściciela.
fot. Thinkstock
Wiemy jak radzisz sobie z obuwiem, a jak nosi się ubrania, które mają zostać później zwrócone?
Kiedyś bardzo kombinowałam, bo ważne było zachowanie wszystkich metek. Kupowałam np. płaszcz i przyklejałam je taśmą do podszewki. Potem wystarczyło odkleić i wszystkie wisiały na swoim miejscu. Teraz mam już większą swobodę i jeśli nie da się tego zrobić, to odcinam. Kupiłam sobie metkownicę, która profesjonalnie wszywa metkę. Zazwyczaj jednak tego typu oznaczenia znajdują się na zwykłych sznurkach. Wystarczy rozwiązać i po wszystkim z powrotem przywiązać.
A kiedy coś przypadkiem się pobrudzi?
Jak już naprawdę nie ma wyjścia, to oddaję do pralni, ale zazwyczaj zwykła pralka sobie radzi. Zdaję sobie sprawę, że to może obniżyć jakość ubrania, ale grunt, żeby było czyste i dało się je zwrócić. Takie wpadki na szczęście rzadko mi się zdarzają. Mam nauczkę po bluzce za kilkaset złotych, na którą wylałam sok porzeczkowy. Wylądowała w koszu.
Jak często kupujesz stroje, które później zwracasz?
Często, ale nigdy w jednym i tym samym sklepie. Mam listę. Coś kupuję w stacjonarnym raz na 2-3 miesiące, coś innego w internetowym. Co tydzień mam coś nowego, a sprzedawcy się nie orientują. W normalnych sklepach płacę gotówką.
fot. Thinkstock
Dlaczego?
Bo gdybym zapłaciła kartą, to pozostałby ślad, że to znowu ja zwracam. Przy transakcji gotówkowej nikt mnie nie legitymuje.
Skoro robisz to tak często, to pewnie znają cię z widzenia.
Na pewno, ale wybieram różne sklepy tej samej sieci, wybieram sobie sprzedawcę, do którego podchodzę. Zawsze mam przygotowaną gadkę, że kupiłam kilka rzeczy, ale akurat ta nie pasuje. Dla nich jestem po prostu stałą klientką, a nie kombinatorką. Staram się brać na każdy zakup osobny paragon, żeby nie mogli dojść do tego, że zwracam kolejne rzeczy z tej samej transakcji. Robię to dla własnego spokoju, bo powtarzam, że i tak mam do tego pełne prawo.
Co najdłużej przetrzymałaś w szafie i później zwróciłaś?
Torebka ze sklepu internetowego. Ostatnią miałam przez jakieś 10 miesięcy i później bez problemu odesłałam. Taki mają regulamin, więc sami sobie winni. To była mała wizytowa kopertówka, bo takiej torebki na co dzień raczej by się nie udało oddać. Szybko by się zniszczyła.
fot. Thinkstock
Opracowanie logistyczne takiego przedsięwzięcia musi być męczące. Jak nad tym panujesz?
Prowadzę ewidencję tego, co i gdzie kupiłam, do kiedy jest termin zwrotu, mam poukładane paragony. To nie jest tak, że co dwa dni chodzę na pocztę odsyłać albo odwiedzam sklepy z siatkami pełnymi zwrotów. Najczęściej wybieram sobie sobotę, wystarczy raz na dwa tygodnie i nie ma problemu.
Udaje ci się zwrócić wszystko?
Odmówiono mi dosłownie 3 razy. Raz na pewno mieli rację, pozostałe sytuacje sobie odpuściłam. Zwracałam buty i nie przypilnowałam, żeby je porządnie wyczyścić. Ślady użytkowania – złamanie regulaminu. Kiedy indziej zgubiłam metkę i nie mogłam jej już wszyć. Później się dowiedziałam, że to wcale nie jest takie konieczne i sklep nie ma prawa tego ode mnie wymagać. Reszta przechodzi bez problemu.
Nie czujesz, żebyś robiła coś niestosownego?
Korzystam ze swoich praw. Nigdy świadomie nie oddaję rzeczy uszkodzonej. To, że ponoszę coś kilka razy, nie oznacza, że ciuch traci na wartości. Sumienie mam czyste.