Kupując kosmetyki dostępne na półkach, rzadko sprawdzamy dokładnie ich skład, zazwyczaj pobieżnie rzucamy okiem na zawarte w nich substancje - czy są te, które nas interesują. Myślimy, że skoro coś trafiło do sprzedaży, to musiało przejść odpowiednie testy.
Producenci, znając się na chwytach marketingowych, często wykorzystują naszą podatność na bodźce - ładne opakowanie, przyjemny zapach, ciekawy kolor. Aby to uzyskać, zazwyczaj potrzebna jest duża ilość dodatkowych składników, które nie zawsze mają dobroczynny wpływ na nasz organizm.
Jeżeli coś pachnie fiołkami i ma fioletowy kolor, nie znaczy, że kiedykolwiek leżało obok kwiatków. Aby osiągnąć te wspaniałe efekty, potrzebna jest tablica Mendelejewa i zestaw poprawiaczy, wzmacniaczy oraz utwardzaczy. Te składniki często wywołują podrażnienia i alergie, a niektóre mają działanie rakotwórcze bądź powodują bezpłodność.
Komisja Europejska postanowiła iść na wojnę z nieuczciwymi producentami. Teraz wszyscy przed wprowadzeniem na rynek nowego kosmetyku będą musieli przedstawić dokumentację dwuletnich testów potwierdzających działanie specyfików. Trzeba będzie udowodnić, że miesięczna kuracja kremem naprawdę powoduje wygładzenia cery, a cellulit się cofa dzięki stosowaniu balsamu. Ze składu muszą zniknąć wszelkie substancje mające jakikolwiek negatywny wpływ na nasze organizmy.
Część firm będzie poszukiwać alternatywnych składników. Dla wszystkich konsumentów to dobry znak, ponieważ bez obaw będziemy sięgać po kosmetyki znajdujące się na półkach.
Zobacz także: