Ludzi możemy podzielić na tych, którzy dążą do szczęścia i piękna, oraz takich, dla których najbardziej pociągająca wydaje się autodestrukcja i ból. Nie brakuje jednak takich, którzy łączą obydwie te kwestie i z chęcią cierpią, by uzyskać określony efekt wizualny. Najlepszym przykładem są tradycyjne tatuaże. Kiedyś kojarzyły się ze światem przestępczym i patologią, dzisiaj na dobre wkroczyły do mainstreamu. Choć wykonanie nawet najprostszego wzoru wiąże się z niezbyt przyjemnymi doznaniami, salony tatuażu przeżywają współcześnie prawdziwe oblężenie. Dziarę chce mieć niemal każdy.
Swój styl i osobowość wyrazić można także na wiele innych, nawet znacznie bardziej bolesnych sposobów. Wystarczy wspomnieć o piercingu w najdziwniejszych miejscach (łącznie z narządami płciowymi), rozdwajaniu języka, implantach umieszczanych pod skórą czy o... tatuowaniu gałek ocznych. To, co chcemy Wam pokazać, doskonale odnajduje się w tej stylistyce. Być może nie boli aż tak bardzo, ale większości raczej nie przypadnie do gustu.
Dziennik „Daily Mail” zauważył dziwny trend, który szybko zyskuje na popularności w Stanach Zjednoczonych, a także większości krajów europejskich. Młodzi ludzie, znudzeni tradycyjnymi lokalizacjami tatuaży, znaleźli sobie nieco mniej mainstreamowe miejsce. Chodzi o wewnętrzną stronę ust. Niewielkie malowidło tatuowane jest na wysokości wargi, tyle, że wewnątrz jamy ustnej. Jest to zabieg niezwykle bolesny, ze względu na silne unerwienie tego obszaru, zazwyczaj droższy, niż tradycyjny tatuaż, a na dodatek krótkotrwały – wzór szybko blednie.
Mimo wszystko, niektórzy decydują się na cierpienie, by móc się pochwalić czymś tak oryginalnym. Warto? Zobaczcie, co ludzie chcą mieć w ustach...