Coraz częściej słyszymy głosy, że faktycznie nie ma brzydkich kobiet. Pozostają jedynie te niedofinansowane. Najlepszym dowodem na to mają być zdjęcia z przeszłości pań, które później się dorobiły i znacząco zmieniły swój wizerunek. Z odpowiednią ilością pieniędzy nawet najbrzydsze kaczątko może przemienić się w spektakularnego łabędzia. Naturalnie śliczna biedaczka prędzej czy później sobie odpuści i przegra walkę z upływającym czasem.
Dokładnie z tego samego założenia wychodzą nasze dwie bohaterki. Jak twierdzą, daleko im do ideału, bo nie stać ich na to, żeby o siebie zadbać. Według nich uroda to w najmniejszym stopniu kwestia genów. O wiele bardziej liczą się drogie ubrania, kosmetyki i zabiegi pielęgnacyjne. Z nimi przeciętna kobieta może zostać miss. Bez - nawet wrodzona uroda na niewiele się zda.
Dowiedz się, skąd wzięły się ich kompleksy i dlaczego tak bardzo potrzebują pieniędzy.
Zobacz również: 24-latka pokazała się zaraz po operacji nosa! Oceńcie, czy potrzebowała tego zabiegu...
fot. Thinkstock
Agnieszka ma zaledwie 19 lat i jest tegoroczną maturzystką. W dzieciństwie często słyszała, że jest śliczną dziewczynką i wyrośnie na jeszcze piękniejszą kobietę. Sama przestała w to wierzyć, bo jak twierdzi, nie ma budżetu na dorównanie swoim koleżankom. Jej zdaniem bez pieniędzy nawet nikt na nią nie spojrzy.
- Kiedyś mi się wydawało, że jak ktoś rodzi się ładny, to taki już będzie zawsze. Ale mam oczy i widzę, co się dzieje. Jak niewiele posiadasz, to i tak przegrasz z bogatszą konkurencją. Ja jestem niby atrakcyjna, bo nie mam brzydkiej twarzy i niewiele ważę, ale to nie do mnie ustawiają się kolejki chłopaków. Oni patrzą na coś jeszcze. O wiele ważniejsze jest to, jak się ubierasz i czy masz w sobie tę beztroskę bogaczki. Po mnie od razu widać, że nie wydaję majątku na ciuchy i nie chodzę regularnie do kosmetyczki. Dlatego uważam się za coraz mniej atrakcyjną. Póki nie zacznę zarabiać, będzie coraz gorzej - twierdzi.
Do jej klasy chodzą dwie uczennice, które „są bardzo przeciętne, ale kupiły sobie powodzenie”. Jak to zrobiły?
fot. Thinkstock
- One nie liczą pieniędzy, jak idą na zakupy. Ciągle słyszę, jak chodzą co centrów handlowych i widać to po nich. Ja chodzę od roku na zmianę w dwóch parach spodni i mam kilka bluzek, a one potrafią codziennie pokazywać się w czymś nowym. To nie są tanie rzeczy z dyskontu, ale z sieciówek i tych lepszych sklepów. Ja mam cały czas trądzik i przebarwienia po starych pryszczach, a one są idealnie gładkie. Same mi się przyznały, że chodzą na specjalne zabiegi na skórę. To kosztuje nawet kilka tysięcy. Ja wyrywam sobie brwi sama, a im robi to idealnie kosmetyczka. Jakość kosmetyków też jest inna. Moje tanie ciągle się rozmazują, a one wyglądają super - argumentuje.
Agnieszka wychodzi z założenia, że wrodzona uroda to zaledwie 1/3 sukcesu. Cała reszta dobrego wrażenia kosztuje i to sporo.
- Jak chodzisz ciągle w tym samym, a pryszcze leczysz tonikiem z drogerii, to daleko nie zajedziesz. Chłopcy to widzą. Na mnie nie spojrzą, a one są rozchwytywane. Po nich po prostu widać, że mogą mieć wszystko, a to też się podoba - twierdzi.
Zobacz również: Co się stało z ich twarzami?! W tym kraju OGROMNE USTA to szczyt mody! (Pasują im?)
fot. Thinkstock
Paulina jest młodą kobietą, która kilka lat temu ukończyła studia i stara się robić karierę. Jak wyznaje, na razie na niewiele się to zdaje. Pracuje od rana do wieczora, a i tak nie stać jej na zadbanie o siebie. Dziewczyny z bogatych domów są wypoczęte, bo niewiele muszą robić, a na dodatek bardzo zadbane.
- Mam wśród znajomych taką jedną, która w podstawówce była dosłownie gnębiona z powodu wyglądu. Wszyscy się śmiali z jej odstających uszu i dużego nosa. Gdybym urodziła się z jej wadami, to pewnie musiałabym z nimi żyć do dzisiaj. Ona nie musiała. Nowe uszy rodzice ufundowali jej jeszcze w liceum. Niedawno spotkałam się z nią po dłuższym czasie i ma śliczny nosek. Naprawdę ktoś twierdzi, że urody nie można kupić? Ona wygląda jak milion dolarów, bo ma się w co ubrać, nie ma zmartwień i może sobie poprawić wszystko, co chce - ocenia.
Nasza rozmówczyni żali się, że ma mnóstwo kompleksów, z którymi musi żyć. Niektórzy mają pieniądze by zwyczajnie się ich pozbyć.
fot. Thinkstock
- Nie podobają mi się moje malutkie usta. Mogłabym je ostrzyknąć, ale jeden zabieg to już wydatek, a co dopiero mówić o jego powtarzaniu. To nie na moją kieszeń. Chętnie poprawiłabym też wygląd piersi, bo moje małe nie są, ale wyraźnie opadły. Mogę sobie marzyć. Sama wiem jednak najlepiej, że istnieją kobiety, które kupują sobie urodę. Idą do chirurga lub kosmetyczki jak do sklepu i wybierają z katalogu - to chcę mieć nowe, a to poprawić. Stać ich na najlepsze kosmetyki, które zakryją wszystkie niedoskonałości. I na ubrania, w których nawet brzydal wygląda jak księżniczka. Uroda to dziś jedynie kwestia ceny - uważa Paulina.
28-latka twierdzi, że z pustym portfelem nie można czuć się dobrze. Żeby nadążyć za trendami, zwyczajnie trzeba mieć na to środki.
- Nie wiem jak to się dzieje, ale niektórym wystarczy posiadanie pieniędzy. Bogactwo zmienia wyraz twarzy i dodaje pewności siebie. Od razu inaczej się poruszasz i mówisz. A jeśli na dodatek można sobie coś wszczepić lub wyciąć, a po wszystkim wykupić połowę sklepu - biedniejsze koleżanki nie mają szans - podsumowuje.
fot. Thinkstock
Na co nasze rozmówczynie wydałyby pieniądze, gdyby jutro na ich koncie pojawiło się przykładowe 10 tysięcy złotych?
- Poszłabym wreszcie do porządnego dermatologa, zaczęłabym leczenie i zabiegi na skórę. Wydałabym na to nawet całą kwotę, gdyby miało to pomóc. A jak coś zostanie, to kupiłabym sobie kosmetyki w porządnej drogerii i kilka nowych ubrań. Myślę, że dzięki temu poczułabym się ładniejsza - fantazjuje Agnieszka.
- Wizyta u chirurga i zarezerwowanie terminu operacji piersi. Może trzeba je tylko podnieść, ale implantów też bym się nie bała. Jeśli nie wydałabym wszystkiego, to zaraz potem powiększenie ust. Naprawdę o niczym bardziej nie marzę - mówi nam Paulina.
Zobacz również: Jaka jest najpopularniejsza operacja plastyczna?