Większości z nas marzą się wielkie i kształtne piersi. Tak już jest, że to właśnie biust uchodzi za najważniejszy atrybut kobiecości. To z ich powodu popadamy w największe kompleksy i najczęściej decydujemy się je poprawić u chirurga plastycznego. Wmawiamy sobie, że gdyby natura hojniej nas obdarzyła, nasze życie wyglądałoby zupełnie inaczej – lepiej.
A może wcale nie ma czego żałować i powinnaś się cieszyć, że nie dźwigasz zbyt dużego ciężaru? Historia tej dziewczyny udowadnia, że obfite piersi mogą być także zmorą. Poznajcie Amandę Mannen – jedną z najmłodszych pacjentek, które poddały się operacji redukcji biustu. Miała wtedy zaledwie 12 lat i szczerze nienawidziła swoich krągłości. Uniemożliwiały jej normalne funkcjonowanie, a nawet... negatywnie wpływały na relacje z rówieśnikami.
Na łamach serwisu Cracked.com dorosła dziś kobieta wylicza największe zagrożenia z tym związane. Kto wie, być to wyleczy Cię z wszelkich kompleksów na tym punkcie...
fot. archiwum autorki
WIELKIE PIERSI POTRAFIĄ ZNISZCZYĆ CIAŁO
Amanda wspomina, że w wieku 10 lat mogła się już pochwalić miseczką B. Kolejny rok nauki rozpoczynała z rozmiarem C, który do wakacji przemienił się w D. Pierwsze, co widzieli jej rówieśnicy, to właśnie nienaturalnie wielkie piersi. Zaniepokojeni rodzice zabrali ją do lekarza, ale po wielu badaniach wykluczono problemy natury hormonalnej. Potężny biust zawdzięczała wyłącznie genom.
Pomijając wstyd i zakłopotanie, autorka porównuje swoje piersi do dwóch głazów zwisających u szyi. Z kręgosłupem podłączonych bezpośrednio do nich. Im stawały się większe, tym bardziej się pochylała. I tak też zostało – biust doprowadził do problemów z postawą. Skończyło się sporym garbem. Na nic upomnienia, że powinna się wyprostować. Nie była w stanie.
Pomimo zmniejszenia piersi i upływu wielu lat, kobieta do dzisiaj cierpi z powodu bólu szyi, ramion i górnej części pleców. Zawdzięcza to czasom swojej młodości.
LUDZIE NIE MAJĄ PROBLEMU, BY NAPASTOWAĆ 11-LATKĘ
Autorka mówi wprost – czas skończyć z mitem grzecznych dzieci. Współcześni uczniowie szkół podstawowych zachowują się gorzej, niż dorośli. Potrafią być istnymi potworami pozbawionymi uczuć. Wbrew pozorom, duży biust wcale nie ułatwiał jej życia, jak wielu może sądzić. To on odróżniał ją od reszty i stał się tematem najbardziej brutalnych żartów. Była notorycznie obrażana.
Dorośli wcale nie zachowywali się lepiej – zdarzało jej się słyszeć, że ubiera się wyzywająco, bo spod bluzki dokładnie widać kształt jej piersi. Przy takich wymiarach naprawdę trudno je ukryć.
Amanda wspomina mecz, na który wybrała się ze swoim kolegą. Na trybuny dotarła spóźniona, więc wokół było już mnóstwo jej rówieśników. Dzieci zaczęły krzyczeć, rzucać w nią monetami i wyzywać od dziwek.
fot. archiwum autorki
DOBÓR ODZIEŻY TO KOSZMAR
Jak twierdzi, producenci ubrań zupełnie zapominają o osobach z nietypowymi proporcjami ciała. Była młoda, chciała się podobać, ale nie było to możliwe. Wciąż pamięta wielką flanelową koszulę w rozmiarze XXL, którą często nosiła. Była straszliwie brzydka, ale przynajmniej ona zakrywała jej piersi, zwisając m.in. na brzuchu.
Jeszcze większy problem był z bielizną. Dobór odpowiedniego biustonosza graniczył z cudem, bo tak wielkich staników nie sprzedaje się w zwykłych sklepach. Przez długi czas męczyła się ze zdecydowanie zbyt małymi miseczkami, bo nikt nie był w stanie dobrać jej niczego odpowiedniego. Dopiero tuż przed operacją trafiła do specjalisty, który dokładnie ją zmierzył i wydał wyrok – jest właścicielką piersi wielkości... głowy dorosłego człowieka.
Wreszcie znalazła wygodny stanik, ale o pasującej bluzce nadal nie było mowy.
Z BEZSILNOŚCI CHCESZ SIĘ ICH POZBYĆ
Amanda nie do końca pamięta rozmowę z rodzicami na ten temat. Nie musiała za dużo mówić. Mama doskonale rozumiała jej problem i wiedziała, że bez operacyjnego zmniejszenia piersi się nie obędzie. Pamięta jednak wstyd, który towarzyszył jej w szpitalu. Stała nago przed lekarzami i studentami. Zabieg przeszedł bez problemu, chociaż wiązał się ze sporym ryzykiem. Należy pamiętać, że pacjentka miała wtedy zaledwie 12 lat.
Po operacji przez chwilę mogła cieszyć się pełną swobodą. Wraz z dorastaniem piersi zaczęły się znowu powiększać, ale ostatecznie stanęło na miseczce D. Wtedy przeszła jeszcze jeden zabieg zmniejszający je o jeden rozmiar.
Nie obyło się bez komplikacji, bo pod taśmy podtrzymujące szwy wdało się zakażenie. Jak sama to określa, konieczne było „wycięcie kolejnego kawałka mięsa”. Do dzisiaj ma bardzo widoczne blizny.
JUŻ NIGDY NIE BĘDZIESZ CAŁKOWICIE NORMALNA
Autorka przekonała się na własnej skórze, że w tak młodym wieku trudno myśleć o odległej przyszłości. Ale ta w końcu ją dopadła. Jako dorosła kobieta ma opory przed pokazaniem się w bikini. Zawsze istnieje ryzyko, że fragment blizny wydostanie się poza kostium i wszyscy będą się zastanawiali „co ona sobie zrobiła”. Może ma implanty? Problematyczne okazały się również kontakty z mężczyznami. Jej piersi nie wyglądają zbyt atrakcyjnie, co może wywołać niemałe poruszenie. Nie wspominając o tym, że zupełnie straciła czucie. Jak przyznaje, mogłaby wbić sobie w nie szpilkę, a i tak nic by nie poczuła.
Później została matką i zamiast cieszyć się z cudu narodzin, przeżyła najgorsze dni w swoim życiu. Przez tydzień próbowała karmić córkę piersią. Towarzyszył temu ogromny ból i frustracja. Pokarm pojawiał się sporadycznie. W efekcie dziecko, zamiast przybrać na wadze, schudło. Obwiniała się za to. Wreszcie lekarz uzmysłowił jej, że nic z tego nie będzie. Z jej piersi wydobywało się więcej krwi, niż mleka.
W ostatecznym rozrachunku jest zadowolona, że zdecydowała się na zabieg. A mimo wszystko zazdrości wszystkim, którzy nigdy nie mieli takich problemów.