Tym razem nietypowo, bo nie o konkretnych ubraniach i naszym guście. Tomek, zamiast ocenić buty, spodnie i inne bluzki, wziął pod lupę nasze zakupowe zwyczaje. Szczególnie zainteresowało go przymierzanie przez nas ubrań i związane z nim emocje. Na podstawie własnych obserwacji stwierdził, że nie zawsze chodzi o zakup nowej garderoby. Czasami stroimy się w niewielkiej przebieralni wyłącznie dla zabawy.
Jako przedstawiciel płci brzydszej, nie do końca potrafi to zrozumieć i dał temu wyraz w niniejszych przemyśleniach. Wystarczył jednorazowy wypad na wspólne zakupy, by zrozumiał, że... nic z tego nie rozumie. W jakim celu zabieramy do przymierzalni tak wiele ubrań? Dlaczego często przebieramy się grupowo? Skąd ten charakterystyczny dźwięk aparatu słyszalny chwilę po zasunięciu zasłony?
Sprawdź, co mamy na sumieniu. Może rzeczywiście zachowujemy się nieco dziwnie?
GRUPOWE PRZYMIERZANIE
Faceci nie lubią chodzić po sklepach w towarzystwie kogokolwiek. Mam zadanie do wykonania i poradzę sobie sam. Dodatkowa osoba obok tylko to utrudni, bo mnie rozprasza. Tymczasem Wy bez przynajmniej jednej koleżanki czujecie się jak bez ręki. Upewniacie się, co myśli na temat danego wdzianka, by na koniec razem z nią wejść do przymierzalni. Ona mierzy swoje, Ty swoje, dyskutujecie, komentujecie i zazwyczaj nic z tego nie wychodzi. Bo koleżanka krzywo się spojrzała albo nie wyraziła zachwytu nad Twoim wyborem. W pojedynkę jest naprawdę łatwiej.
ZABIERANIE ZBYT WIELU UBRAŃ
Wchodzę do sklepu, wiem czego potrzebuję, wybieram 2-3 rzeczy, idę do przymierzalni i zwyczajnie sprawdzam, czy na mnie pasują. Tak wygląda to w przypadku statystycznego faceta. Kobiety podchodzą do tematu zupełnie inaczej. Buszują między półkami i wieszakami, nie wiedząc, czego tak naprawdę chcą. W efekcie zabierają do przymierzalni hałdy ubrań, z których do żadnych nie są do końca przekonane. A potem mierzą. Mierzą godzinami, wychodząc z pustymi rękami. I po co to całe zamieszanie?
SELFIE W LUSTRZE
Ten charakterystyczny moment, kiedy kilka minut po zasunięciu zasłony lub zamknięciu za sobą drzwi przymierzalni, nagle słyszę kolejne pstryknięcia aparatu. Słyszą je wszyscy wokół. To, że Cię nie widać, wcale nie oznacza, że nie wiemy, co tam robisz. A sesja zdjęciowa w sklepowej przymierzalni to naprawdę szczyt obciachu. Szukasz akceptacji u znajomych z Facebooka? Chcesz się pochwalić stylizacją, która nie należy do Ciebie? To się w męskiej głowie nie mieści.
SZUKANIE AKCEPTACJI U EKSPEDIENTKI
Byłem tego świadkiem wielokrotnie i wciąż bardzo mnie to bawi. Znerwicowana klientka wybiega z przymierzalni, miota się od ściany do ściany i prosi o opinię sprzedawcy. Czy to na pewno do mnie pasuje? Jak wyglądam? Nie za duże? Nie za małe? Dobrze leży? Zupełnie tak, jakbyś sama oślepła i nie potrafiła tego ocenić. Tego typu dyskusja zawsze kończy się tym samym – ekspedientka przytakuje i twierdzi, że wyglądasz jak milion dolarów i musisz to kupić. Najlepiej w różnych odcieniach i fasonach. Naprawdę aż tak jej ufasz?
PRZYMIERZANIE RZECZY, KTÓRYCH I TAK NIE KUPISZ
Słyszałem do na własne uszy. Te słowa to najlepszy dowód na to, że shopping i przymierzanie wcale nie muszą prowadzić do zakupów. Do zabawa dla samej zabawy. „Nie potrzebuję tego, ale zobaczę, jak w tym wyglądam” - tak mniej więcej brzmi wytłumaczenie, dlaczego tracisz czas na przymierzanie odzieży, której nie chcesz, nie potrzebujesz lub Cię na nią nie stać. Cieszy Cię sam fakt, że możesz to na siebie założyć i zabić trochę czasu, z którym nie wiesz co zrobić. Takie hobby. Tylko nie dziw się, że chłopak broni się przed zakupami w Twoim towarzystwie.
GŁOŚNE ROZMOWY TELEFONICZNE
Czasami odnoszę wrażenie, że te niewielkie dziuple oddzielone od reszty sklepu kotarami lub drzwiami, to nic innego, ale budki telefoniczne. Czujecie się tam wyjątkowo swobodnie, niemal jak u siebie. Niby coś przymierzasz, ale przy okazji wisisz na telefonie. To doskonały moment na ploteczki. Zawsze zastanawiam się, jak to wygląda. Idziesz tam tylko posiedzieć? Czy jednak przymierzasz? Ale jeśli tak, to jak Ci się to udaje z zajętą przez telefon ręką? To najlepszy dowód na to, jak wiele nas różni...