Ubrania są coraz droższe, wymagania co do wyglądu coraz większe, a dochody wciąż takie same. Wynika z tego jednoznacznie, że kobiety inwestują w swój wizerunek znaczną część swoich zarobków. W końcu trudno chodzić ciągle w tym samym i oprzeć się wyprzedażom. Co innego płeć brzydsza. Panowie nie wydają na odzież nawet promila z tego, co panie. Przynajmniej tak się niektórym wydaje.
Czas sprawdzić, czy słynna kobieca rozrzutność i męska oszczędność mają swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Czy to prawda, że statystyczna niewiasta nosi na sobie równowartość średniej krajowej? Czy przeciętny mężczyzna przez lata chodzi w tym samym? I skąd wzięło się przekonanie, że płeć determinuje zakupowe zwyczaje? Przed Wami 6 osób i ich garderoba rozłożona na czynniki pierwsze.
Ile kobiety wydają na ubrania i czy faceci pozostają w tej kwestii daleko w tyle? Te wyliczenia nie kłamią!
fot. Thinkstock
Joanna
- Uwielbiam robić zakupy, kupuję często, ale raczej tańsze rzeczy. Moja szafa składa się niemal z samych promocji – wyznaje.
Co ma na sobie? Jeansy za ok. 60 zł, t-shirt za 20, sweter – 40, buty – 80, kurtka – 99. Razem około 300 zł, czyli znacznie mniej, niż niektórzy mogliby się po kobiecie spodziewać.
- Wolę kupić coś za mniej i z czystym sumieniem rzucić to w kąt, kiedy mi się znudzi, niż wydawać majątek i pluć sobie w brodę – tłumaczy.
fot. Thinkstock
Filip
- Kupuję ubrania wtedy, kiedy czegoś naprawdę potrzebuję. Nie lubię zakupów i jestem raczej skąpy, więc wybieram rzeczy porządne i trwałe. Coś nowego kupuję maksymalnie kilka razy w roku – to jego strategia.
Co ma na sobie? Spodnie za 120 zł, t-shirt za 40, bluza za 200, kurtka – 250, buty – 499, pasek – 100. Razem nieco ponad 1200 zł w niepozornej męskiej stylizacji.
- Całkiem sporo, ale to nie są rzeczy, które kupuję co sezon. Przywiązuję się do ubrań i jeśli dobrze leżą, to chodzę w nich przez lata – twierdzi.
fot. Thinkstock
Katarzyna
- Uwielbiam wyprzedaże i przyznaję się, że nie zawsze kupuję z głową. Zdarza się, że nigdy nie zakładam ubrania, które trafia do szafy z metką. Ale nie ma tego złego, bo potem wymieniam się z koleżankami – zdradza.
Co ma na sobie? Spódnica za 99 zł, podkoszulka za 10, bluzka – 150, botki – 300, płaszcz – 280. Ten ostatni dostała od przyjaciółki w zamian za kurtkę do biegania z dyskontu za 70 zł. Razem 840, a uwzględniając wymianę i różnicę w cenach – 630 zł.
- Myślałam, że wyjdzie więcej, więc tym bardziej jestem z siebie zadowolona. I gdzie ta damska rozrzutność? - pyta retorycznie.
fot. Thinkstock
Tomasz
- Trudno powiedzieć, żebym interesował się modą i miał jakiś określony wizerunek. Ubieram się w to, co nie odstrasza wyglądem i jest przy okazji wygodne. Najczęściej odwiedzam w tym celu markety ze sportową odzieżą. Nie są to najtańsze rzeczy, ale za jakość się płaci – wyznaje.
Co ma na sobie? Spodnie znanej marki sportowej z kolekcji casual – 300 zł, bluza – 250, bezrękawnik – 200, buty – 400, t-shirt – 100. Razem niemal dokładnie tyle samo, co Filip – 1250 zł.
- Nie są to małe pieniądze, ale umówmy się, że nie mam na sobie codziennie czego innego, ani nie wymieniam tych rzeczy co miesiąc – twierdzi.
fot. Thinkstock
Paulina
- Jestem królową secondhandów i poza butami oraz bielizną niemal wszystko kupuję na taniej odzieży. Nie takiej wygrzebanej z koszów, ale w porządnych sklepach, gdzie ciuchy wiszą na wieszakach, a czasami mają nawet firmowe metki. Tanio nie wyglądam, a naprawdę oszczędzam – zdradza swój sekret.
Co ma na sobie? Płaszczyk znanej firmy, za który zapłaciła 50 zł, sweter – 30 zł, skórzane spodnie za 70, a do tego buty (już nie ze szmateksu) warte 200 zł. Razem szokująco mała kwota 350 zł.
- Myślę, że na pierwszy rzut oka nie widać tej mojej oszczędności. Ubrania wyglądają porządnie i gdybym kupiła je w normalnym sklepie, to wydałabym majątek. Trzeba umieć kombinować – przekonuje.
fot. Thinkstock
Aleksander
- Kupuję tylko w sieciówkach i zazwyczaj hurtowo, żeby nie musieć tam wracać. Lubię mieć wszystko pod ręką w jednym sklepie. Patrzę na ceny i są granice, których nigdy nie przekroczę. Staram się kupować tańsze rzeczy, żeby z czystym sumieniem wymieniać je na nowsze – wyznaje.
Co ma na sobie? Jeansy za 119 zł, t-shirt za 20, bluza – 100, kurtka trekkingowa – 200, czapka z daszkiem kupiona w sklepie internetowym ulubionej drużyny koszykarskiej – 120. W sumie 560 zł.
- Trzeba jednak zaznaczyć, że mam takich zestawów tylko kilka i tylko zmieniam niektóre elementy. Nie mam ciśnienia, że muszę wyglądać drogo – twierdzi.
Razem panowie wydali na ubrania ponad 3000 zł. Panie – mniej, niż 1300. Chyba czas skończyć z mitem rozrzutnej kobiety i oszczędnego mężczyzny...